recenzja książki „Pięć sprytnych kun”
Kuna domowa to niewielkie zwierzątko z rodziny łasicowatych,
o długim ogonie i krótkich nóżkach. Żywi się owocami, owadami, żabami, ale
potrafi też użyć swych ostrych ząbków, by spałaszować jakiegoś gryzonia albo…
przegryźć kable w samochodzie. Taką właśnie informacją z lokalnego dziennika – o
kunach wyrządzających szkody w zaparkowanych na ulicy autach – rozpoczyna się
ta książka, ale konia z rzędem temu, kto w tym miejscu wpadłby na pomysł, co
też mogło być przyczyną samochodowych włamań! Historia to bowiem pełna zwrotów
akcji, zadziwiających zdarzeń i niespodziewanych spotkań.
Pytana o to, dlaczego akurat kuny stały się bohaterkami jej
kolejnej książki, Justyna Bednarek przywołuje artykuł z "Dziennika Zachodniego" traktujący o kunach paraliżujących życie mieszkańców ulicy Kameliowej.
Niezwykle emocjonalny ton artykułu oraz pełne przejęcia relacje mieszkańców z
walki ze zwierzęcymi napastnikami – między innymi za pomocą sierści psa
włożonej do pończochy – zainspirowały pisarkę do stworzenia opowieści kryminalno-detektywistycznej
właśnie z kunami w rolach głównych.
Kun jest pięć, a każda ma swój wyrazisty charakterek. Razem
tworzą bandę, której szefuje Prot Eustachy, zajmujący się „robotą koncepcyjną”,
tj. głównie drzemaniem i podjadaniem smakołyków upichconych przez Panią
Patrycję, kunę-mistrzynię patelni. Jego
prawą ręką jest Tomasz Montana, popalający wiśniowe cygara rewolwerowiec.
Najmłodszymi członkami gangu są Purchawka i Euzebiusz, skrycie w sobie
zakochani i wzbudzający wielką sympatię czytelników.
Szef bandy wpada na pomysł objęcia w posiadanie (w sposób
zdecydowanie rewolucyjny) opuszczonej kebabiarni „Ali Baba” i otworzeniu tam
„lokalu gastronomicznego pierwsza klasa”, który przyciągnie smakoszy z całego
świata. Ma to się udać dzięki wyjątkowej zupie cukiniowej z czubricą, której
recepturę kuny podpatrzyły u mieszkającej w pobliżu pani Elizy Przechodzień.
Oficjalnie jest ona bizneswoman, prowadzącą ekskluzywny butik z odzieżą znanych
projektantów, ale w sekrecie, pod pseudonimem Miranda Klops, tworzy
najznakomitsze, nagradzane na międzynarodowych konkursach przepisy kulinarne.
Czy kunom uda się zrealizować sprytny plan otworzenia restauracji,
przekonacie się sami. Jedno jest pewne – nie one jedne mają przed oczami wizje
kulinarnej sławy i na drodze napotkają niespodziewane przeszkody, rodem z
mrocznego kryminału, w którym zazdrość, chciwość, nienawiść i żądza sukcesu
zetrą się w wybuchowej mieszance, która zagrozi nie tylko kuniemu, lecz także
ludzkiemu życiu!
Warto wspomnieć, że w bloku książki zawarto humorystycznie
zilustrowane receptury na potrawy o których mowa w tekście. Te same przepisy,
ale już ze szczegółowymi informacjami o ilości, proporcjach, temperaturze itp.
znajdziemy w aneksie na końcu książki. Świetny to pomysł, bo człowiek
głodnieje, kiedy czyta o przyrządzaniu takich pyszności, jak pomidorowy krem z
trybulą, placuszki z płatków mleczy czy najlepszy sernik na świecie. Prosto po
lekturze książki można więc pomaszerować do kuchni!
Pisząc o „Pięciu sprytnych kunach” nie sposób pominąć tematu
ilustracji. Należy wręcz poświęcić im cały akapit, tak ważną rolę tu pełnią,
dodając opowieści smaku, kolorytu, wydobywając humor ukryty między linijkami
tekstu. A poza tym zachwycają, tak po prostu – zaczynając od wspaniałej
wyklejki, na której z lotu ptaka obserwujemy miejsce akcji, przez pomocną
rozkładówkę przedstawiającą najważniejszych bohaterów książki (po lewej ludzie,
po prawej – zwierzęta), po wspomniane ilustrowane przepisy. Ilustracji jest
dużo – pełnostronicowych, dwustronicowych, a także mniejszych rysunków przy
tekście oraz ozdobników stron. Wszystkie tworzą wraz z tekstem miłą dla oka,
spójną całość. Cała szata graficzna książki jest zresztą niezwykle staranna,
dopracowana w najdrobniejszym szczególe (zaokrąglone rogi okładki, szycie,
kapitałka, kremowy papier), co czyni lekturę podwójnie przyjemną.
Justyna Bednarek,
Pięć sprytnych kun, il. Daniel de Latour, wyd. Poradnia K, Warszawa 2016
Świetna książka, nam również bardzo się podobała;)
OdpowiedzUsuńOstatnio znajoma narzekała, że kuny im w aucie kabelki podgryzają, ale te w książce chyba nie sa takie złe :)
OdpowiedzUsuńKsiążkowe kuny robią to ze szlachetnych pobudek, i więcej tu złych ludzi niż zwierząt...
UsuńJestem dużym dzieckiem! Też mogę przeczytać? <3
OdpowiedzUsuńPewnie! Kiedy szukałam nazwy dla tego bloga, i zdecydowałam się na Poczytaj dziecku, w domyśle cały czas miałam: "także temu, które wciąż jest w tobie" :)
OdpowiedzUsuń