środa, 3 sierpnia 2016

Czas płynie czekaniem

Recenzja książki „Czas czarodziej”


„Czas to jest wtedy, kiedy smażą się naleśniki i czekasz, żeby je zjeść” – takiej odpowiedzi udzielił mi syn, gdy go zapytałam, czym jest czas. Dzieci lubią rozmawiać o czasie, jego upływie, przemijaniu. Mają do tych kwestii czysto poznawcze i bardzo prostolinijne nastawienie. Widzą, że rosną, dmuchają przecież kolejną świeczkę na torcie, i z grupy maluchów przechodzą do średniaków. Obserwują też, że dorośli stają się coraz starsi, siwieją, łysieją. Słyszą, że wszyscy kiedyś umrzemy. „A ty już niedługo umarniesz, czy jeszcze trochę nie?” – teraz to mój czterolatek zadał pytanie, z uśmiechem niebieskich oczu utkwionym w moim nagle zasępionym obliczu. Proste pytanie, ale jaka trudna odpowiedź…




Kiedy nie wiecie, co odpowiedzieć, albo gdy po prostu nie macie akurat nastroju do takich rozmów, polecam sięgać po książki. One poprowadzą Was przez trudne tematy, częściowo przynajmniej zaspokajając ciekawość malca, i być może podsuną komfortowy sposób prowadzenia w przyszłości takich dyskusji.


Mnie z taką pomocą przyszedł  „Czas czarodziej” – książka, która w prosty i konkretny, acz niepozbawiony poetyckości sposób ukazuje dziecku czarodziejskie działanie czasu.  Czyni to za pomocą przykładów z życia wziętych, po to, by unaocznić kilkulatkowi to, co zlewa mu się w uogólnione „wczoraj” i enigmatyczne „jutro”.  


Kiedy więc upływa czas? Gdy tygrysi wzór na dywanie blaknie, niezjedzone owoce gniją, a grzywka zaczyna wpadać do oczu. „Zobacz, jak urosłeś!” – mówimy do dziecka, pokazując mu nogawki spodenek od piżamy, które niedawno sięgały ziemi, a teraz kończą się nad kostką.  




To dla niego odczuwalne dotknięcie czasu, i takich dotknięć jest w książce  więcej:  wanna staje się za mała, by w niej pływać, ołówek robi się krótszy, gumka się ściera, chleb czerstwieje i nie smakuje tak dobrze, gniją owoce leżące zbyt długo.














Jak trafnie podany to przekaz! Garść zręcznie dobranych słów, uproszczone, geometryczne obrazy, plamy kilku wyrazistych kolorów.





Czas przynosi też zmiany na lepsze, i to warto podkreślać w rozmowie z dzieckiem. Pamiętam, jak ojciec montował lustro w łazience, a ja, wówczas kilkuletnia protestowałam, że ono jest za wysoko, że widzę ledwie czubek własnej głowy. „Urośniesz ani się obejrzysz – śmiał się tata – i lustro będzie w sam raz”. Wkrótce potem ze zdziwieniem stwierdziłam, że miał rację…  To co małe, może więc stać się duże, spacer przeradza się w podroż i możemy wejść coraz głębiej w morze.



I owszem, wszystko przeminie i wszyscy kiedyś „umarniemy”, ale zestarzałe słowa zapamięta słownik, a my przetrwamy w pamięci naszych bliskich.
Czas popędzi dalej, zapętlając w nieustającym odliczaniu wskazówki zegarów, a „cienie wytańczą wokół drzew pory dnia”.


Isabel Minhós Martins, Czas czarodziej, il.  Madalena Matoso, wyd. Babaryba 2016
Wiek 4+

2 komentarze:

  1. Akurat ta książka nawet mnie przypadła do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo ta książka jest taką uniwersalną opowieścią, w której każdy zobaczy coś własnego. Inaczej odbierze ją czterolatek, inaczej pierwszoklasista, a zupełnie inaczej czytająca im tę książkę babcia...

    OdpowiedzUsuń