Recenzja książki „Tru”
Przyznam, że tę opowieść wyobrażałam sobie zupełnie inaczej. Oczywiście wiedziałam, że „Tru” to historia szarych zajęcy, zamieszkujących dzielnicę emigrantów w Koniczynach Dolnych, ale spodziewałam się że będzie to raczej spokojna, wzruszająca opowiastka z przesłaniem i z milutkimi zajęczymi bohaterami. Albo coś przypominającego Piotrusia Królika „Beatrix Potter czy „Wesołe przygody królików” Geneviève Huriet. Jakżeż się myliłam!
Tytułowy bohater to rezolutny szarak z
głową pełną pomysłów. Mieszka razem z mamą Zajęczą Wargą, siostrą Okromką i
bratem Zajęczym Szczawikiem w Lesie Wysokim, do którego wyemigrowali z Lasu
Niskiego jeszcze w czasach, gdy żył z nimi tata, który niedługo potem przepadł
na polowaniu. Co się z nim dokładnie stało – nie wiadomo.
W każdym razie Zajęcza Warga nie załamała
się po stracie męża, tylko podjęła pracę na dwa etaty w Leśnej Organizacji
Porzuconych i sama zajęła się wychowaniem trójki dzieci. Jej niezłomność i
zaangażowanie w sprawy społeczne budzą podziw i lekko oszałamiają, tym
bardziej, że każde hasło zwykła powtarzać dwa razy. Jest wielką orędowniczką
równości – zarówno na polu domowym, pomiędzy zającem i zajęczycą, jak i w
szerszym kontekście społecznym – między mieszkańcami biednej i bogatej części
lasu. Wszędzie jej pełno – gdy trzeba protestować w słusznej sprawie, ona pierwsza
zarzuca na plecy drewniany stelaż na hasła i wędruje z nim tak długo, ile
starczy jej sił.
Patrząc na zgiętą w pół matkę i przygotowując
jej kąpiel z naparu rumianku, Tru doszedł do swoich własnych przemyśleń na
temat tego, kim chciałby być i w jaki sposób oddziaływać na życie lokalnej
społeczności. Podobnie jak Zajęcza Warga ma potrzebę walki z nierównościami, a
hasła tolerancji są mu bardzo bliskie, bo, jak mówi „lubi wszystkie zające”,
decyduje się jednak wybrać dla swych działań pozytywistyczną drogę.
Obserwując Kolorowych – zające mieszkające
w bogatej części lasu i noszące wymyślne kolorowe futerka – oraz ich wciąż zmieniające
się mody oraz nowe zabawki, na które nie stać żadnego Szaraka, Tru dochodzi do
wniosku, że najrozsądniejszym wyjściem będzie zaproponowanie Kolorowym takiego
gadżetu, który będą chcieli mieć, a który jednocześnie pozostanie w zasięgu skromnych
możliwości finansowych Szaraków.
Korzystając ze swych technicznych
uzdolnień oraz wsparcia nauczyciela i zaprzyjaźnionego stolarza, Tru rozpoczyna
wynalazczą działalność. Robota pali mu
się w rękach. Powstają niezwykle oryginalne urządzenia, takie jak maszynka do
mydlinek, hula-sus czy ochronna broń ucieczkowa, które przynoszą wiele pożytku nie
tylko szkolnej społeczności, lecz także wszystkim biedniejszym i bogatszym
mieszkańcom Wysokiego Lasu. Także sam Tru odnosi dzięki swoim poczynaniom małe
duże zwycięstwo wyjątkowo uczuciowej natury…
Opowieść zająca Tru (to on jest narratorem)
skrzy się od dowcipu, bystrych, czasem ironicznych spostrzeżeń, zabawnych dialogów i jeszcze
zabawniejszych nazw (jak zajobus) oraz
imion (Kic-Karczycho, Słodka Dzidzia, Szus-Drapak, Hyc-Kidajło…). Dużo w niej
lekkości, a jednocześnie zupełnie serio potraktowanych tematów. Co przeważy w
trakcie lektury, zależeć będzie od czytelnika, jego wieku, przekonań,
osobowości.
Książce towarzyszą przepiękne ilustracje
Emilii Dziubak. To w zasadzie jest taka automatyczna fraza, która sama się
klika na klawiaturze, gdy myślę o pracach tej artystki. Bo też trudno się nie
zachwycać widokiem szkolnej sali skąpanej w słońcu, które ukośnymi smugami wpada
przez okna, i wirujących w powietrzu świetlistych baniek mydlanych puszczanych
przez brykające po klasie zające. A jednak… te najbardziej przeze mnie lubiane poetyckie,
wypełnione grą świateł obrazy wydają się w niektórych miejscach zbyt łagodne,
zbyt nostalgiczne dla rytmu opowieści Tru. Równoważą je jednak inne ilustracje, takie jak
ta przedstawiająca oldskulowy, czerwony zajobus z zajęczymi uszami dumnie sterczącymi na dachu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz