Wspaniale jest czekać na
coś radosnego. Odliczać dni, przekręcać kartki w kalendarzu. Albo w książce! Opowieści, które zostały utkane tak, by
uchylać rąbka tajemnicy codziennie, w każdym z 24 lub 25 rozdziałów aż do
wigilijnego finału, wychodzą naprzeciw tej celebracji, z której szczególnie
najmłodsi mają wielką frajdę.
Wydawnictwo „Zakamarki” już trzeci raz oferuje nam książkę
specjalnie przygotowaną na grudzień. Pierwsze było „Wierzcie w Mikołaja!”, następnie
„Prezent dla Cebulki”, w tym roku – „Święta dzieci z dachów”. Wszystkie pozycje mają ten sam oryginalny format
(25x27 cm) i materiałowy grzbiet w ciepłych ceglastych barwach, i tworzą bardzo
staranną serię wydawniczą – wysmakowaną graficznie, technicznie wysokojakościową,
przewidzianą na lata użytkowania.
Cechą wspólną tych opowieści jest czas, w jakim rozgrywają
się opisane w nich zdarzenia – jest to oczywiście okres przedświąteczny, z
zestawem znanych wszystkim akcesoriów, takich jak adwentowe świece, gwiazdy
betlejemskie, prezenty, choinka oraz oczywiście Mikołaj, na które przybycie
czekają wszystkie dzieci. W każdej z książek mocno wyczuwalna jest magia świąt –
wiara w to, że „wszystko może się zdarzyć”,
że marzenia się spełnią, a największe smutki odpłyną w końcu w dal. W
żadnym razie nie znajdziemy tu jednak taniego sentymentalizmu czy przejaskrawionej
świątecznej tandety. Jest za to wiele elementów szwedzkiej tradycji (Dzień
Świętej Łucji, szafranowe bułeczki, glogg, otwarte kupowanie sobie prezentów
pod choinkę), szczera, prosta uczuciowość,
dużo dobrego humoru. Wielka zasługa tłumaczki Agnieszki Stróżyk, że
książki tak lekko, płynnie i barwnie czyta się na głos. Wszystkie trzy
opowieści stawiają pytania dotyczące relacji między
rodzicami i dziećmi, przyjaźni, tolerancji, zawiści, poczucia niższości, wykluczenia,
odrzucenia przez grupę.
Książki różnią się natomiast klimatem. „Wierzcie w Mikołaja!”
jest w tym zestawieniu opowieścią zapewne najbardziej specyficzną, dla
niektórych nieco kontrowersyjną. Opowiada
o buncie Mikołaja, który postanowił ukarać ludzi za to, że coraz mniej w niego
wierzą i z premedytacją pozbawić ich świąt. Zaczynają
się więc dziać rzeczy dziwne i niepokojące. Gasną świeczki w adwentowych
świecznikach. Zawieszone w oknach gwiazdy betlejemskie nie chcą świecić. Z
adwentowych kalendarzy znikają wszystkie czekoladki, zamiast bombek w pudłach z
ozdobami ludzie znajdują piach, z choinek opadają wszystkie igły, a zamiast
Dzieciątka Jezus w żłóbku leży szkielecik. Pomysł na tę opowieść i oryginalna, chwilami
zaskakująca jego realizacja, w tym ilustracyjna, wymagają wprowadzenia ze strony dorosłego, co
może być dobrą okazją do dyskusji z dzieckiem o mikołajowym „wierzyć czy nie
wierzyć”. Książka wypełniona jest
po brzegi uszczypliwym humorem oraz trafnymi obserwacjami społecznymi z
ironiczną nutą: „Dorośli są jak chomiki. Nie przypuszczają, że istnieje coś
poza ich własną klatką”.
„Prezent dla Cebulki” to dla
odmiany taka lektura, dla której nie trzeba rezerwować grudniowego terminu. Jej
przesłanie jest tak uniwersalne, że będzie aktualne również w środku lata. Stig zwany Cebulką bardzo pragnie choć raz w życiu spotkać
ojca. Pielęgnuje w sobie marzenie, że kiedyś pojadą z mamą do Sztokholmu, gdzie
mężczyzna ponoć mieszka, i zostaną sobie przedstawieni. Wówczas dzieci w szkole
wreszcie przestaną patrzeć na Cebulkę z taką litością. Niestety mama
Stiga nie zna ojca swojego dziecka. To była przelotna znajomość, numer telefonu
wyrzuciła, a gdy się później okazało, że jest w ciąży, nie dokładała starań by go
odnaleźć. Cebulka musi skonfrontować się z tą wiedzą, z faktem, że prawdziwy
ojciec na zawsze pozostanie niewiadomą. Będzie też musiał dopuścić do siebie
myśl, że ojcem może być nie tylko ten, który spłodził. To niełatwy temat do
przemyśleń, ale atmosfera opowieści zachęca do rozmowy z małolatem. Pamiętam,
że te dwa lata temu, gdy ukazała się książka, długo rozważałyśmy z córką, jak
to jest, że oto dziecko nagle się pojawia, choć nikt nie wie, gdzie jest jego tata.
I co w ogóle kryje się pod hasłem “jestem ojcem”?
„Święta
dzieci z dachów” to nastrojowo zilustrowana, poetycka, metaforyczna opowieść o
sile nadziei. Klimatyczna i bardzo świąteczna. Łączy w sobie dwa zagadnienia poprzednich
książek: motyw zagrożonych świąt oraz poszukiwań rodzica-opiekuna. Z trzech
opisywanych tu tytułów zawiera najwięcej elementów bajkowych, magicznych i
atmosfery wróżkowo-elfowo-świątecznej.
Stella, Mago
i Issa uciekają z domu dziecka. Jadą pociągiem do Sztokholmu, wierząc że
wkrótce zabierze ich stamtąd ojciec Mago, który mieszka w Afryce i jest
właścicielem kopalni diamentów. Dziewczynka nieustannie pisze do niego listy, i
choć tata nigdy nie odpisuje, ona gorąco wierzy w jego przyjazd.
Stella i mały Issa nie łudzą się, że spotkają
kiedyś swoich rodziców, bo nikt nie wie, kim byli. Dzieci pragną jednak domu,
serdeczności, ludzkiego ciepła i świąt spędzonych w gronie bliskich osób. Tymczasem
na dworcu kolejowym spotykają tajemniczego starego żebraka, Niklassona, który nie
pamięta, kim właściwie jest. Wraz z tym spotkaniem Mago, Stella i Issa zostają
wciągnięci w zaczarowany bieg zdarzeń i spotykają na swej drodze wiele osobliwych
postaci, w tym tytułowe dzieci z dachów. Istoty to na wpół rzeczywiste, na wpół
odrealnione – cienie wyłaniające się zza dachowych kominów. Czy są to dzieci,
które tak jak nasi bohaterowie szukały bliskości, swojego miejsca, kogoś, kto
by je pokochał? Które co roku wiernie towarzyszyły Mikołajowi w jego pracy,
wciąż czekając? Jedno jest pewne: ich wspólnym celem jest ratowanie świąt i
sprawienie, by wszyscy otrzymali na czas bożonarodzeniowe prezenty. Również te,
o których marzą tylko po cichu, w największej tajemnicy.
Trzy książki, do których wraca się ze wzruszeniem i wielką przyjemnością.
Co roku albo tylko co któryś grudzień. Z coraz starszymi dziećmi i odmienną perspektywą,
z nowym spojrzeniem i większym bagażem doświadczeń. Wciąż jednak z tą samą
radością oczekiwania.
(2013) „Wierzcie w Mikołaja!”,
Lotta Olsson, il. Benjamin Chaud; (2014) „Prezent dla Cebulki”, Frida Nilsson,
il. Maria Nilsson Thore; (2016) “Święta dzieci z dachów”, Mårten Sandén, il.
Lina Bodén. Wszystkie książki w tłumaczeniu Agnieszki Stróżyk wydało w wymienionych
latach Wydawnictwo Zakamarki.
Wiek: 6+
Wiek: 6+
Źródło kolorowych ilustracji do książki "Święta dzieci z dachów": http://www.linaboden.se/
Będzie trochę marudzenia :D Przeczytałam "Święta dzieci z dachów" i niestety, zawiodła ta historia - a czekałam! Jest wtórna, pobieżna, niezbyt spójna. Rozdziały są zbyt krótkie na czytanie 1 na wieczór, koniec rozdziału nie zahacza o początek kolejnego. Mnóstwo drobnych zastanowień nie pozwala się nią cieszyć (ojciec z Afryki, który pozwolił córce wylądować w domu dziecka, bo musiał zarabiać na chleb? kim są właściwie dzieci dachów?). Dla jakiego odbiorcy jest przeznaczona?
OdpowiedzUsuńO wiele bardziej lubię "Prezent dla Cebulki". Wymowna, wzruszająca (a bez szantażu emocjonalnego poprzedniej), z talentem napisana.
"Wierzcie w Mikołaja" to dla mnie opowieść dla niewiadomego odbiorcy, ale najpewniej dla dorosłych. Wprowadza relatywizm, który mnie nieco zastanawia (czy dzieci są agnostykami?), a ten relatywizm znajduje odbicie w humorze. Wolę Lottę Olsson od "Dziwnych zwierząt". A ze szwedzkich adwentowych opowieści, w których wierzący i niewierzący w Mikołaja znajdą coś dla siebie, cenię "Niezwykłego Świętego Mikołaja" z Media Rodziny. Albo nieszwedzkiego "Chłopca zwanego Gwiazdką" :)
Nieparyżu - Czy wtórna? Ja tak tego nie widziałam... tak, z tą spójnością jest problem, za wiele, za wiele chyba intencji. Miała być przypowieścią? Metaforyczną opowieścią utkaną z biblijnych odniesień? Można sobie pokombinować, bo tropów jest wiele... Tylko nie wiem czy sam autor w tym nie zabłądził ;) (więcej wieczorem na blogu)
UsuńDzięki za ten komentarz - widziałam wczoraj Twój wcześniejszy wpis na Małej Czcionce o tym, że "nie wpadłaś" w Święta dzieci z dachów" i byłam ciekawa, dlaczego :)
OdpowiedzUsuńJa w zasadzie też najbardziej lubię Cebulkę i doceniam spójność tej opowieści. W Dzieciach z dachów jej nie ma, ale jednocześnie jakoś mi jej nie brakowało podczas lektury. Może inaczej by było, gdybym czytała w podziale na dni, nie wiem. Od początku też spodobała mi się ta ucieczka od realizmu opowieści i odniosłam wrażenie, że ta bajkowość jest zamierzonym zabiegiem autorki. Tatę w Afryce odebrałam tylko jako symbol rodzica zajętego swoimi ważnymi sprawami, enigmatyczne sylwetki dzieci z dachów jako uosobienie dziecięcego oczekiwania bliskości i czułej opieki ze strony dorosłego.
Tych dwóch wymienionych przez Ciebie tytułów nie miałam jeszcze w rękach; mam natomiast "W Wigilię przyjdzie niedźwiedź" Janoscha i "Niezwykłego Świętego Mikołaja" Svena Nordqvista (co prawda tylko 17 rozdziałów, ale z zakończeniem w Wigilię i atmosferą oczekiwania adwentowego) ale one z kolei do mnie jakoś nie trafiły.
O tak > "ucieczka od realizmu" jakby autor w trakcie się rozmyślił ;)
UsuńTrochę tak. Początek sugeruje realizm, a potem, z każdą stroną zdarzenia biegną w bajkowość. Przy okazji, dopiero teraz zauważyłam, że w komentarzu powyżej napisałam "autorki", a powinno być oczywiście "autora".
UsuńTo przejście z realizmu do bajkowości jest, dla mnie, jakby lekko za gwaltowne.
UsuńNie znam tej książki, ale pewnie niedługo się z nia zapoznam :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojej opinii, daj znać! :)
OdpowiedzUsuńWierzcie w Mikołaja jest wg mnie genialna. Do tego kobieta-bóg daje do myślenia. Daje wiele możliwości do rozważań i rozmowy. Świetnie, że jest coś gwiazdkowego, co może być także dla ateistów i agnostyków.
OdpowiedzUsuńTak! Pod tym względem Zakamarkowe książki okołoświąteczne można polecać w ciemno :)
Usuń