Było tak: siedzieliśmy sobie, ja – spokojnie, z książką
w ręku, oparta na poduszkach, pełen relaks. Syn – też zrelaksowany, a jakże,
ale cały w wyskokach i przysiadach, biegał po łóżku w lewo i prawo. Ja czytałam
na głos. On niby słuchał, ale nieco wybiórczo, bo uwagę zaprzątała mu
wspomniana aktywność własna. I tak to mniej więcej szło, aż do momentu, w
którym przeczytałam:
„Potem zrobił małą kupę i ją też zjadł”.
Zapadła cisza. Czas stanął w miejscu. Syn zatrzymał się w pół skoku. Wlepił we mnie zdumione spojrzenie.
- Co zrobił? – zapytał, niepewny, czy się aby nie przesłyszał. – Zjadł? Kupę?
Od tej chwili aż do końca książki uważnie słuchał.
„Potem zrobił małą kupę i ją też zjadł”.
Zapadła cisza. Czas stanął w miejscu. Syn zatrzymał się w pół skoku. Wlepił we mnie zdumione spojrzenie.
- Co zrobił? – zapytał, niepewny, czy się aby nie przesłyszał. – Zjadł? Kupę?
Od tej chwili aż do końca książki uważnie słuchał.
Od razu rozwieję Wasze wątpliwości: to nie jest książka
o kupie. W każdym razie nie bezpośrednio. Nie to, żebym miała cokolwiek
przeciwko takiej tematyce. Odkąd jestem matką syna, wiem, że można być
wielbicielem książek „fizjologicznych” i czerpać niekłamaną radość z ich
(wielokrotnej) lektury. Ale „Królik i Misia. Niesmaczne zwyczaje Królika” to
inna bajka. Tak naprawdę to książka o przyjaźni. Takiej, która trwa mimo fizycznych
różnic, odmiennych charakterów i zaskakujących (a nawet odpychających)
upodobań.
Tytułowi bohaterowie, Królik i niedźwiedzica zwana Misią, zamieszkują wielki
gęsty las, otoczony górami (wzorem dla ilustratora był Park Narodowy Yosemite i
Park Narodowy Kings Canyon w USA). Być może nigdy by się nie spotkali, gdyby
Misia nie obudziła się za wcześnie z zimowego snu. A pewnie by się nie
zbudziła, gdyby Królik nie ukradł jej zapasów jedzenia i nie nadepnął na nos,
uciekając. Niewyspany niedźwiedź ma prawo być zły, ale Misia to uosobienie
spokoju. Kiedy odkrywa, że cały las pokryty jest grubą warstwą śniegu, dochodzi
do wniosku, że ulepi bałwana. W końcu nieczęsto miewa ku temu okazję. I kiedy
z zadowoleniem toczy kulę śniegu, nagle słyszy wrzaski dobiegające gdzieś spod
ziemi. To krzyczy Królik, któremu śnieżna kula zasłoniła wejście do nory. Tak
się poznają, a początki tej znajomości nie są ani łatwe, ani szczególnie
sympatyczne.
Ale wiadomo przecież, że „prawdziwych przyjaciół
poznaje się w biedzie”. To przysłowie sprawdza się także w przypadku Misi i
Królika, a ich historia jest dla małego czytelnika doskonałą lekcją tolerancji,
otwartości, troski o innych, współdziałania. Oraz dowodem na to, że wiedza jako
taka nie przekłada się na mądrość w działaniu (patrz Królik versus Misia). Atutem
książki jest lekkość, z jaką podsuwa ona dziecku te prawdy. Wśród chichotów i
parsknięć wzbudzonych śmiesznymi dialogami oraz pełną ekspresji mimiką
bohaterów na ilustracjach, autor sprytnie przemyca wiedzę o rozmaitych
zjawiskach przyrodniczych. Nie tylko tę o królikach zjadających swoje odchody,
lecz także o grawitacji czy lawinach.
Na koniec koniecznie trzeba wspomnieć o staranności, z jaką wydano książkę. Nieduży, poręczny format, twarda oprawa, staranne szycie, bardzo przyjemna zimowa kolorystyka okładki, na wyklejce padający śnieg. A w środku pełnostronicowe ilustracje w mroźnym błękicie i odcieniach szarości. Ze spokojnym tłem zimowego lasu i dynamicznymi kreskówkowymi sylwetkami zwierzęcych bohaterów. Na stronie ilustratora Jima Fielda można podpatrzeć, jak przebiegały kolejne fazy pracy nad książką i kształtowanie ostatecznego wizerunku postaci..
Wkrótce kolejna część serii – „Utrapienie Królika”. Czekamy!
Julian Gough, Królik i Misia. Niesmaczne zwyczaje
Królika, il. Jim Field, tłum. Teresa Bielecka, wyd. Zielona Sowa 2017
Wiek: 4+
Wiek: 4+
Jak ja lubię takie książki z dziećmi czytać, co prawda teraz już same czytają, jednak często o nich rozmawiamy. Tego tytułu jeszcze nie było w naszej domowej biblioteczce, a z opisu wnioskuję, że zdecydowanie warto poświęcić mu uwagę. :)
OdpowiedzUsuńMoja córka (11 lat) też już głównie sama czyta, więc "Królika i Misię" zarezerwowałam dla syna. Ale słyszała jak się pokładamy ze śmiechu i była strasznie ciekawa, no i skończyło się ponowną lekturą następnego dnia :)
UsuńPiękna! A wiesz, że gdyby nie twój tekst nie zwróciłabym uwagi na tę serię? Wydawało mi się, że to będzie coś w stylu Maszy, której nie lubię bardzo :)
OdpowiedzUsuńTym bardziej cieszę się, że napisałam o tej książce! Dzięki. Ja też nie lubię Maszy (choć mam wokół siebie wielu jej wielbicieli, w tym mocno dorosłych) i też miałam początkowo trochę wątpliwości co do "Królika i Misi". Rozwiały się, gdy wzięłam ją do ręki i zajrzałam na stronę ilustratora. Chociaż jak dla mnie mogłyby zostać te pierwotne brązy na okładce - byłoby bardziej vintage (uwielbiam) :)
OdpowiedzUsuń