czwartek, 30 marca 2017

5 złotych

Nuda… nic się nie dzieje… Chłopiec poleguje na kanapie i dłubie w nosie. Siostra pobiegła do szkoły, mama robi pranie, ojciec z książką rozłożoną na kolanach przysypia w fotelu. Jego kontur wtapia się w fotel, znad filiżanki herbaty unosi się smużka pary (na kolejnych stronach coraz bardziej rozpływając się w powietrzu).



Co tu robić, co tu robić w takie senne przedpołudnie, gdy już się znudziło rysowanie, puszczanie samolotu, bycie superbohaterem, a nieopodal nie przebiega żaden biały królik w surducie.
A jednak coś się w końcu zaczyna dziać… podczas nurkowania w odmętach dywanu chłopiec dostrzega, że coś mruga do niego okrągłym okiem spod stołu. Daje nura i… jest! Pięć złotych! Skarb piratów, ocean możliwości.

poniedziałek, 27 marca 2017

Pop-upy, czyli rozkładanki: "Czerwony Kapturek", "Jaś i Małgosia"

W zamierzchłej przeszłości wczesnych lat 80. przestrzenne książki Vojtĕcha Kubašty robiły zawrotną karierę wśród dzieciaków z mojego pokolenia. W czasach gdy wiele książek miało siermiężne wydania na lichym, szarawym papierze, który często rozmywał kolory i szczegóły nawet najlepszych ilustracji tworzonych przez mistrzów,  te „rozkładanki” –  jak je wtedy nazywaliśmy – lśniły niekłamanym blaskiem. A do tego zawierały ruchome elementy! Widział kto wtedy takie cuda?




Przez wiele lat pielęgnowałam w pamięci wrażenia z obcowania z tymi książkami. To było coś więcej niż czytanie i oglądanie ilustracji – ja godzinami się nimi BAWIŁAM, wykorzystując każdą rozkładówkę jak scenę teatralną. Pomiędzy papierowymi elementami ustawiałam małe figurki i plastikowe zwierzęta i odgrywałam małe spektakle. Ciekawość, fascynacja, zachwyt przeplatały się z wielkim szacunkiem i pietyzmem, z jakim traktowałam moje egzemplarze. Niestety, książki zawieruszyły się gdzieś podczas przeprowadzki i w późniejszych latach już tylko wspomnieniami wracałam do ulubionych ilustracji. Czasem jeszcze mignęły mi te stare wydania na Allegro, ale w tak wywindowanych cenach, że mogłam sobie co najwyżej powzdychać. Nie tylko ja zresztą – na blogach i forach książkowych nie brakowało tęsknych wpisów o książkach-rozkładankach – prawdziwych obiektach pożądania.  I snuły się marzenia o wznowieniach tych tytułów…

środa, 22 marca 2017

Nowe Basie

Czy jest tu ktoś, kto nie zna jeszcze Basi? W przyszłym roku minie 10 lat od chwili ukazania się pierwszej książeczki z jej przygodami – „Basia i przedszkole”. Dobrze pamiętam ten moment, bo moja córka też rozpoczynała wówczas swoją przedszkolną przygodę, i Basia bardzo nam pomogła zbudować pozytywne nastawienie do tego wydarzenia. Dziś cykl Basinych historii liczy już 28 tomów. Najnowszy to „Basia i biblioteka”.



Spoglądam na pierwszą rozkładówkę. Przedszkolaki siedzą w kręgu na dywanie, a pani Marta opowiada, czym jest biblioteka. Tłumaczy, że książki można wziąć z niej za darmo. Ale potem trzeba oddać. I że dzięki temu jedną książkę może przeczytać wiele osób. A jeśli się książkę zgubi, to trzeba ją odkupić. Mówi też o zasadach panujących w bibliotece – że nie wolno w niej krzyczeć, za to jak najbardziej można rozmawiać. Na przykład podczas warsztatów artystycznych.

poniedziałek, 20 marca 2017

Tyczka w Krainie Szczęścia

Kiedy rodzice Daniela pracują do późna, pani Julia opowiada chłopcu historie na dobranoc. Robi to jak nikt inny. Tego wieczoru spogląda na swój pierścionek z dużą perłą… i już po chwili „w świat fantazji zanurzą się cudowny,/ dziecko ze snu je poprowadzi/ przez dziwów świat czarowny”*. Julia opowiada Danielowi bajkę-niebajkę, o sobie samej jako małej dziewczynce, która trafiła niegdyś do tajemniczej Krainy Szczęścia.



Ta dziewczynka, zupełnie jak Alicja Lewisa Carrolla, pewnego dnia wpada przypadkiem w głęboki tunel i trafia do zaczarowanego świata. Nie jest to jednak efekt znużenia upałem, bo wokół panuje zima, a Julka bynajmniej nie jest senna. Przeciwnie – jest smutna i trochę zła, i ma ku temu istotne powody. Zaginął jej ukochany starszy brat. Pewnego dnia po prostu przepadł i mimo miesięcy poszukiwań, nie udało się go odnaleźć. Dlatego Julka siedzi teraz zrezygnowana i zła na swoich nowych czerwonych sankach i wcale się z nich nie cieszy. Rusza w dół zbocza, tylko od niechcenia odpychając się nogami, lecz sanki nagle nabierają rozpędu i niosą ją prosto w lodowy korytarz.

czwartek, 16 marca 2017

Subiektywny przegląd książkowych nowości /marzec 2017/

Co miesiąc prezentuję Wam pięć wydawniczych nowości, które postanowiłam „dodać do ulubionych”, czyli książki, które mnie szczególnie zaciekawiły, zachwyciły i którym warto będzie przyjrzeć się bliżej.


Aby móc porządnie  napisać Wam o tej książce, musiałam ją przeczytać w całości. Nie wystarczyły mi zdania w materiałach prasowych ani krótki blurb. Ale nawet teraz, po zakończonej lekturze, trudno mi dobrać słowa. Może więc tak: jest sobie dziewczynka, Marysia. Właśnie przeniosła się do nowej szkoły. Nie ma żadnych koleżanek, ale nie szuka towarzystwa. Całe dnie upływają jej na czujnej obserwacji domu. Wie, że dzieje się w nim coś strasznego, coś, co jest zagrożeniem dla zamieszkującej go rodziny. Niestety nikt inny tego nie dostrzega. Na szczęście Marysia poznaje Daniela, który też jest na osiedlu nowy. Nić przyjaźni, która zaczyna ich łączyć, sprawia, że dziewczynka  postanawia uchylić rąbka tajemnicy i podzielić  się z chłopakiem straszną wiedzą o domu nie z tej ziemi. Nie będzie to jednak łatwe, bo dom pilnie strzeże swych sekretów.
Bardzo poruszająca książka o przemocy w rodzinie, o traumie przez jaką przechodzi dziecko tej przemocy doświadczające, próbujące ocalić rodzinę i siebie. A także rzecz o sile przyjaźni, bliskości, o wierze w człowieka. Autorka, umiejętnie posługując się metaforą, nie od razu nazywa rzeczy po imieniu, pozwalając bohaterom (i czytelnikowi) coraz głębiej i głębiej wkraczać w tajemnicę, aż dramatycznej finalnej rozgrywki dobra ze złem.
I jeszcze ilustracje Daniela de Latoura – z pozoru oszczędne, sięgają do najgłębszych pokładów emocji.

Małgorzata Strękowska-Zaremba, Dom nie z tej ziemi, il. Daniel De Latour, wyd. Nasza Księgarnia, marzec  2017
Wiek: 10+

niedziela, 12 marca 2017

Połącz kropki ● Warszawa ● Kraków ● Paryż

Już niedługo majówka, i z każdym cieplejszym dniem zaczynamy myśleć o wyjściu na zewnątrz, o jakiejś ciekawej wycieczce, może nawet o dłuższej podróży. Snujemy plany, wyciągamy przewodniki, mapy i albumy, żeby przyjrzeć się miejscom, które chcielibyśmy odwiedzić. Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze bardzo lubiłam etap przygotowań i szykowania się na jakąś wyprawę, a obowiązkowym punktem programu jest zdobywanie informacji o danym miejscu.



Wydawnictwo Egmont zaproponowało ciekawą serię, która realizuje ten przygotowawczy cel, a jednocześnie oferuje relaks i manualną rozrywkę. Jakiego rodzaju? Dobrze wszystkim znane z dzieciństwa łączenie kropek! Trzy książki to trzy miasta: Warszawa, Kraków i Paryż. Każdy tytuł prezentuje najważniejsze zabytki danej metropolii, jej charakterystyczne punkty, najpopularniejsze miejsca. W Paryżu zobaczymy więc m.in. oczywiście wieżę Eiffla, katedrę Notre Dame i Luwr, w Warszawie Pałac Kultury i Nauki, Łazienki Królewskie i Grób Nieznanego Żołnierza, w Krakowie Sukiennice, wzgórze wawelskie czy kopiec Kościuszki. W krótkich tekstach opatrzonych zdjęciami zawarto rys historyczny tych miejsc, najważniejsze wydarzenia z nimi związane i ich obecną funkcję, a mapa znajdująca się na początku książki pozwala zlokalizować je w panoramie miasta.

środa, 8 marca 2017

Jezioro łabędzie

„Jezioro łabędzie” po raz pierwszy ujrzało światła rampy scenicznej 4 marca 1877 roku. Mija właśnie 140 lat od tego wydarzenia, a słynny balet Piotra Czajkowskiego wciąż zachwyca i oczarowuje kolejne pokolenia  – muzyką, tańcem, miłosną historią.

  


Zanim zabierzemy dziecko do teatru, by zobaczyło ten klasyczny balet, doświadczając go wszystkimi zmysłami, warto przybliżyć mu dzieje uczucia Odetty i Zygfryda. Francuska artystka Charlotte Gastaut w opublikowanej właśnie przez Wydawnictwo Mamania książce opowiedziała tę historię nie tylko słowami, lecz przede wszystkim niezwykłymi ilustracjami.

sobota, 4 marca 2017

Gębolud

Oto czarownik. Teoretycznie straszny i zły – jak rodzinna tradycja nakazuje. Mieszka w ponurym, starym domu i próbuje sporządzać obrzydliwe mikstury, ale nie bardzo mu to wychodzi. W duszy gra mu bowiem coś zupełnie innego – Gębolud marzy o tym, by być ogrodnikiem, hodować róże i robić z nich konfitury.



Ale nie jest łatwo tak po prostu pójść za głosem serca. Są przecież zobowiązania, oczekiwania innych, normy, których należy przestrzegać, no i zachowania, co do których wiadomo, że „tak wypada”, a „tak nie wypada”. Mądry Gębolud ma niestety pełną tego świadomość. Każdego dnia, gdy staje przed lustrem, myśli o tym, co naprawdę chciałby robić, a co robić musi, i ten dysonans doskwiera mu tak straszliwie, że koniec końców nie robi NIC! Ogród zarasta chwastami, a dom starymi gratami.