Oto czarownik. Teoretycznie straszny i zły – jak rodzinna tradycja nakazuje. Mieszka w ponurym, starym domu i próbuje sporządzać obrzydliwe mikstury, ale nie bardzo mu to wychodzi. W duszy gra mu bowiem coś zupełnie innego – Gębolud marzy o tym, by być ogrodnikiem, hodować róże i robić z nich konfitury.
Ale nie jest łatwo tak po prostu pójść za głosem serca.
Są przecież zobowiązania, oczekiwania innych, normy, których należy
przestrzegać, no i zachowania, co do których wiadomo, że „tak wypada”, a „tak
nie wypada”. Mądry Gębolud ma niestety pełną tego świadomość. Każdego dnia, gdy
staje przed lustrem, myśli o tym, co naprawdę chciałby robić, a co robić musi,
i ten dysonans doskwiera mu tak straszliwie, że koniec końców nie robi NIC!
Ogród zarasta chwastami, a dom starymi gratami.
Kto wie… może brudny i smutny Gębolud zgubiłby się doszczętnie
w tym zewnętrznym i wewnętrznym bałaganie, gdyby nie czarownica Hortensja – mieszkająca
tuż obok, w schludnym, pachnącym kwiatami domku. Sfrustrowany bałaganem Gębolud
pożycza od niej miotłę, by wreszcie trochę posprzątać. Nawet nie przypuszcza, jak
cenny podarunek otrzyma wraz z zaczarowaną miotłą od dobrej czarownicy! Wkrótce
w jego życiu pojawi się osóbka, której obecność sprawi, że Gębolud wreszcie odważy
się pokazać światu swoje prawdziwe oblicze „miłego pana, który lubi dzieci i
zwierzęta”. I róże.
Sympatyczną postać dobrego czarownika, który próbuje
być zły, wymyśliły dzieci autorki. W jednym z wywiadów Roksana Jędrzejewska-Wróbel
stwierdziła, że „dzieci są bardzo wyczulone na fałsz (…), oczekują historii
prawdziwych, wiarygodnych”. I taka jest
właśnie historia Gęboluda. Pierwszy raz przeczytałam ją siedem lat temu, kiedy
to ukazało się drugie wydanie (pierwotnie książka na rynku pojawiła się w 2004 roku). Moja czteroletnia wówczas córka z miejsca polubiła bohatera-wrażliwca i z zapałem kibicowała mu na drodze do realizacji
marzeń. Od niedawna natomiast książka ma nowego czytelnika w osobie mojego syna. Miał okazję poznać Gęboluda w nowej, pięknej szacie graficznej, bo
wydawnictwo Bajka opublikowało właśnie trzecie wydanie książki.
Ilustracje do tej edycji wykonała tak jak poprzednio
Agnieszka Żelewska, jednak odmienną techniką. Tym razem wzrok przyciągają pełne
uroku wycinanki, które czynią błękitny domek czarownicy Hortensji jeszcze śliczniejszym,
a wnętrza domostwa Gęboluda namacalnie wręcz zagraconymi, pełnymi pajęczyn, podartych
papierzysk i starych puszek. Wyraźniej zaznacza się kontrast pomiędzy kolorowym,
słonecznym światem na zewnątrz a posępną, mroczną i brudną przestrzenią życiową
Gęboluda. Tekst pozostał w zasadzie ten sam, z drobnymi zmianami, które przestudiowałam
z ciekawością. Obrazują one bowiem zmiany zachodzące w naszych czytelniczych przyzwyczajeniach
i są ukłonem w stronę współczesnego pokolenia kilkulatków: zdania wielokrotnie
złożone podzielono na pojedyncze, doprecyzowano niektóre sformułowania. Pojawiły
się też dopowiedzenia, jak na przykład to, ułatwiające młodemu odbiorcy zrozumienie
przyczyn nieszczerego zachowania Gęboluda, udającego, że nie lubi Hortensji: „To
mogłoby zniszczyć jego wizerunek. Źli czarownicy nikogo nie lubią!”.
Ta scena jest kluczowa dla bardzo ważnego przesłania
książki: Nie bój się być sobą. Zobacz, jakie to niezręczne i dziwne, kiedy
udajesz kogoś innego i na siłę starasz się być inny, niż jesteś.
To trudne zadanie, bo dzieci coraz wcześniej słyszą, że powinny być takie nie inne, widzą, jak precyzyjnie zarządza się ich czasem wolnym, jak skrupulatnie planuje się ich przyszłość. W (nieco) późniejszym wieku dochodzi presja rówieśnicza. Jeśli więc marzenia idą na przekór tym planom, to wielką sztuką jest wypowiedzieć je na głos. A potem pójść pod prąd, wydobyć siebie z szufladki, do której zostało się wrzuconym. Niełatwo dokonać tego samodzielnie – potrzebni są inni, którzy wspomogą, dodadzą otuchy. I o tym także jest ta książka – o przyjaźni, bezinteresownych gestach życzliwości i odkrywaniu, jak ważna w życiu jest bliskość drugiego człowieka.
To trudne zadanie, bo dzieci coraz wcześniej słyszą, że powinny być takie nie inne, widzą, jak precyzyjnie zarządza się ich czasem wolnym, jak skrupulatnie planuje się ich przyszłość. W (nieco) późniejszym wieku dochodzi presja rówieśnicza. Jeśli więc marzenia idą na przekór tym planom, to wielką sztuką jest wypowiedzieć je na głos. A potem pójść pod prąd, wydobyć siebie z szufladki, do której zostało się wrzuconym. Niełatwo dokonać tego samodzielnie – potrzebni są inni, którzy wspomogą, dodadzą otuchy. I o tym także jest ta książka – o przyjaźni, bezinteresownych gestach życzliwości i odkrywaniu, jak ważna w życiu jest bliskość drugiego człowieka.
Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Gębolud, il. Agnieszka
Żelewska, wyd. Bajka 2017
Wiek: 4+
Wiek: 4+
Cała nasza rodzina kocha Gęboluda :)
OdpowiedzUsuńTo tak jak u nas! :) Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńA my jeszcze nie znamy Gęboluda. Po przeczytaniu twojego tekstu stwierdzam, że to ogromna strata. Koniecznie musimy nadrobić. Temat dosyć nam bliski. T. idzie w tym roku do szkoły i boję się właśnie tej presji rówieśniczej. Tego, że będzie chciał być taki jak wszyscy, żeby mieć kolegów. W przedszkolu nikomu nie przeszkadza, że lubi książki, programy przyrodnicze, że może godzinami chodzić po lesie i szukać nowych owadów, a jeśli chodzi o zabawki, to jest wierny bohaterom starej już dla niektórych bajki Cars. Chciałabym żeby nigdy nie udawał kogoś innego. Książeczka może być dobrym pretekstem do rozmowy na ten temat.
OdpowiedzUsuńWspaniałe cechy ma Twój synek i trzeba mu pomóc je w sobie pielęgnować. "Gębolud" na pewno będzie tu przydatną lekturą - ta książka dodaje otuchy i dopinguje do tego, żeby przynajmniej spróbować robić to, o czym się marzy, nawet gdy inni kręcą głowami.
OdpowiedzUsuń