Czy można się nie uśmiechnąć, widząc sześć małych myszek w serkowozie i królika pędzącego autem w kształcie marchewki? W Busytown mieszka wiele zaabwnych i charakternych zwierzaków, a na ulicach miasteczka nie brakuje najdziwniejszych pojazdów, których właściciele wykazują się dużą fantazją zarówno ich projektowaniu, jak i użytkowaniu. Zobaczcie sami!
Pierwszy raz o Richardzie Scarrym, twórcy Busytown,
i o jego rysunkowych światach dowiedziałam się, dorabiając na studiach jako
niania. Wspólnie z pięciolatkiem, którym się wówczas opiekowałam, oglądaliśmy kasetę
VHS wydaną przez PWN – „Baw się i ucz z Richardem Scarrym”. Zapadli mi w pamięć
sympatyczni bohaterowie – antropomorficzne zwierzęta, przeżywające zwariowane,
ryzykowne przygody, które szczęśliwie zawsze dobrze się skończyły.
Lata później, już jako mama, przypomniałam sobie o świecie Richarda Scarry’ego,
przeczytawszy ciekawy artykuł na blogu Pani Zorro (link). Z miejsca nabrałam ochoty, by zagłębić się z
córką w twórczość słynnego Amerykanina, co jednak okazało się nie takie proste,
ponieważ… na język polski nie przełożono w zasadzie nic. Wyjątkiem była
zapomniana książka z lat 90., którą odszukało kilka blogerek, o czym można było
przeczytać na blogu Billingual House (link).
Czytałyśmy więc Scarry’ego po angielsku.
Nadałyśmy własne imiona bohaterom oraz nazwy miejscom i obiektom. W naszej wersji
Busytown było Dziejowem. Potem na świat przyszedł mój syn, w telewizji MiniMini
pojawił się film animowany „Tropiciele zagadek” – na podstawie książek Scarry’ego
(Bustyown zostało Pośpiechowem), które – jak można było przeczytać w opisie
filmu – sprzedały się na całym świecie w 150 milionach egzemplarzy. Po polsku jednak
nadal nie było ani jednej.
Szczęśliwie jednak nastał w końcu rok 2016 i
okazało się, że znalazł się odważny wśród wydawców. Babaryba zdecydowała się opublikować
„Cars and Trucks and Things That Go”, czyli „Auta, maszyny, pojazdy i wszystko
do jazdy” (na fanpejdżu wydawnictwa ogłoszono konkurs na polski tytuł).
W tej historii jedna z rodzin zwierząt
zamieszkująca Busytown, a mianowicie świnki: Mama, Tatko, Chrumek i Chrumcia,
wybiera się na przejażdżkę, której zwieńczeniem ma być piknik na plaży. Szybko
jednak okazuje się, że nim dotrą do celu, na ich drodze pojawi się wiele zaskakujących
przeszkód. Zaczyna się od tego, że Pies Dingo taranuje wszystkie parkometry
wzdłuż ulicy i ucieka, a policjantka Lisiczka rusza za nim w pościg. Potem jest
tylko gorzej: ciągnik wjeżdża do stawu, w autobusie jadącym bezpośrednio przed
świnkami otwiera się nagle bagażnik, wycieczkowicze zostają opryskani wodą z
zepsutej dyszy polewaczki, przypadkowo rozsypane gwoździe stolarza Dłutko przebijają
opony w samochodzie świnek, a w poprzek jezdni pędzi walec drogowy bez
kierowcy!
To nieprawdopodobne spiętrzenie zdarzeń
rozśmiesza do łez małych czytelników, podobnie jak wypatrywanie kuriozalnych
sytuacji i kolejnych tarapatów, w które pakują się bohaterowie. Oto kierowca
wywróconej ciężarówki goni toczące się po jezdni arbuzy, gracze w golfa szukają
na wysypisku śmieci zgubionych piłek, a Tatko wjeżdża na płytę lotniska,
sądząc, że napis „Jedź za mną” na aucie przewodniku odnosi się do niego!
Ta książka to także szukanka, choć nie ma tu
wyrażonych wprost poleceń typu: znajdź 5 rowerów, 7 ciężarówek i 3 pociągi.
Zamiast tego jest luźna rozmowa z czytelnikiem i kierowanie jego uwagi na różne
elementy ilustracji poprzez pytania: „Widzieliście to?”, „Tylko spójrzcie na…”,
„O mój rozmarynie! A co tu się dzieje?”, „Czy wy też chcielibyście…?”, „Jak
myślicie…?” itd. Wyjątek to jeden konkretny „obiekt” do odnalezienia, mianowicie
przeuroczy maleńki Chrząszczunio – ulubieniec mojego syna. Kryje się w różnych
dziwnych miejscach, a ponieważ jest naprawdę tyci, trzeba się mocno postarać,
żeby go znaleźć!
Dorosły czytający z dzieckiem książkę z całą
pewnością zwróci uwagę na warstwę językową – tłumaczka Marta Tychmanowicz miała
tu pole do popisu, ale też i trudne zadanie do wykonania, jak to bywa w
przypadku zabaw językowych, które, jeśli mają być komiczne, nie mogą być przełożone
dosłownie. Wymaga to inwencji i wyczucia językowego, i w tej książce to znajdziemy,
uśmiechając się szeroko na widok prosiaczkobusika, autokredki, koteczkowozika, hipcioładowarki,
wszędobylskowozu, miotłonogi i autobusu z napisem „Cała Polska Czyta Dzieciom”.
Wielbiciele mniej fantastycznych, ale z pewnością
równie skomplikowanych pojazdów, także nie powinni czuć się zawiedzeni, bo mogą
obserwować w działaniu mnóstwo poważnych maszyn, takich jak transporter gąsienicowy,
statek desantowy, lokomotywa spalinowa, przepompownia, cysterna paliwowa,
wywrotka z masą bitumiczną, kruszarka, ładowarka taśmowa itd.
Na koniec ciekawostka: w ilustrowaniu (a w
zasadzie kolorowaniu) tej książki pomagał Scarry’emu jego nastoletni wówczas syn,
Richard Scarry Jr., zwany Huckiem. Obrał przy tym ciekawą strategię: zamiast pracować
nad wszystkimi scenami po kolei, najpierw wypełniał je w stosownych miejscach kolorem
czerwonym, potem żółtym, pomarańczowym itd. (źródło)
Świat Richarda Scarry’ego może się wydać dziś
nieco oldskulowy, warto jednak zaznaczyć, że na przestrzeni lat przekaz kulturowy
zawarty w treści i ilustracjach był regularnie „odświeżany” w kolejnych wydaniach
zgodnie z duchem czasu. Na ilustracjach pojawili się tatusiowie w kuchni oraz
mamy wykonujące zawody uznawane kiedyś za wyłącznie męskie, usunięto na
przykład krzyczącą w niebogłosy ślicznotkę ratowaną przez dzielnego strażaka i „uroczą
stewardessę” itd. Więcej bardzo ciekawych przykładów i porównań tutaj (link).
Oldskulowe czy nie, książki Scarry’ego wciąż emanują
tym, co jest ponadczasowe: ciepłem, humorem i życzliwością.
Richard Scarry, Auta, maszyny, pojazdy i wszystko
do jazdy, tłum. Marta Tychmanowicz, wyd. Babaryba 2016
Wiek: 3+
Wiek: 3+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz