Był pogodny majowy dzień. Wyszliśmy z
synem na taras. Dochodziło południe, świeciło słońce, przyjemnie owiewał nas
wiatr. Czekaliśmy. Gdy zaczęły wyć
syreny, mocniej ścisnęłam małą łapkę w swojej ręce. Gdy powiedziałam synowi, że
kiedyś wycie syren - takie samo jak to, które usłyszał przed chwilą - oznaczało
nalot bombowy, zapadła długa cisza.
– Bombardowanie? – obracał w ustach to słowo jak kanciastą landrynkę, która
uwiera w policzek. – Ale to było dawno,
teraz nie ma wojny?
– Nie ma TUTAJ, synku – odpowiedziałam.
Temat wojny, jej dramatów i tragicznych
skutków pojawia się co jakiś czas w rozmowach z dziećmi – przy okazji rocznic,
świąt narodowych albo w wyniku zdarzeń, które dziecko wyławia z informacji medialnych
czy z rozmów dorosłych. Z poruszeniem tego tematu nierozerwalnie związane są
pytania. Liczne, dociekliwe i bardzo trudne.
Chciałoby się uciec w jakiś łatwiejszy temat
i powiedzieć, że to było dawno i już nie wróci, chowając z tyłu głowy
złorzeczącą myśl, że „historia lubi się powtarzać”. Nie da się jednak nie zauważyć,
że wojny wciąż toczą się wokół.
Poruszając z dzieckiem ten temat, rozmawiając o
polskich rocznicach walk zbrojnych, mamy moralny obowiązek uświadomić mu, coś być
może dla niego nieoczywistego – fakt, że działania wojenne wciąż się toczą, nie
tutaj, ale w innych krajach tak, i wciąż z ich powodu dzieci doznają krzywd. Taka jest prawda. Wciąż to sobie robimy. Homo homini lupus.
Aby dziecko uniosło ciężar takich
informacji, warto podać mu je w poetyckiej czy powieściowej formie, poszukać
utworów literackich dotyczących wojny i związanych z nią dramatów, wspólnie je
czytać, potem rozmawiać.
Książka „Moje cudowne dzieciństwo w
Aleppo” jest w tym obszarze pozycją szczególną, z kilku powodów. Po pierwsze,
jest niezwykle aktualna, dotyczy bowiem jednej z najgłośniejszych wojen
domowych w Syrii, z której kadry widział w doniesieniach medialnych cały świat.
Po drugie, przeznaczona jest dla dziecięcego odbiorcy od lat ośmiu, co oznacza,
że trafia idealnie w czas najbardziej dociekliwych pytań, które niełatwo zbyć
pobieżną odpowiedzią. Po trzecie, oferuje konkretną pomoc – cały dochód ze
sprzedaży książki wesprze działania Polskiej Akcji Humanitarnej , która od 2013
roku prowadzi w Syrii stałą misję. Dziecko otrzymuje więc z książką nie tylko
opowieść, lecz także możliwość działania pomocowego w geście ludzkiej
solidarności, co jest ważnym elementem w kształtowaniu się norm moralnych
młodego człowieka.
Bohaterem książki Grzegorza Gortata jest
ośmioletnia Jasmin i jej dwaj bracia: sześcioletni Nabil i trzyletni Tarik.
Jasmin jeszcze trochę pamięta, jak pięknym miastem, pełnym średniowiecznych zabytków
było Aleppo, nim zaczęła się wojna: kolorowe stragany z owocami i przyprawami, sklepiki
z ręcznie tkanymi dywanami i piękną biżuterią. Wszystko to zostało zmiecione z
powierzchni ziemi w kolejnych bombardowaniach, w naprzemiennych atakach wojsk
rządowych, rebelianckich, rosyjskich.
Starsze dzieci próbują zrozumieć
przyczyny, pytają, kto jest wrogiem, kiedy wojna się skończy. Młodsze nie znają
innej rzeczywistości, boją się huku nadlatujących bombowców, pospiesznych ewakuacji
do piwnic, ale nie tęsknią za czymś, czego nie doświadczyły. Tak jak mały
Tarik, urodzony już w czasie wojny, który z zaciekawieniem pyta: „A co to jest
dobranocka?”. Wszystkie próbują żyć jak zwykłe dzieci. Grają w piłkę, nawet gdy
brakuje im jednej z nóg, bawią się w chowanego wśród ruin, ciesząc się, że tyle
jest miejsc na świetne kryjówki. Muszą tylko pamiętać, by przesadnie nie
hałasować i uważać, gdzie idą, by nie trafić na minę zasadzkę. Te najmłodsze
jednak nie zawsze potrafią rozpoznać niebezpieczeństwo…
„Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo” w
niezwykle poruszający sposób opisuje tragedię Syryjczyków i straszny,
absurdalny rozmiar zniszczeń, jakie za sobą pociągnęła wojna domowa, napędzana
siłą ludzkiej nienawiści i wzajemnych roszczeń. Grzegorzowi Grortatowi świetnie
udało się oddać wewnętrzne napięcia w kraju i podziały stron konfliktu obecne
nawet w obrębie jednej rodziny. Malarskie ilustracje Marianny Sztymy, stworzone
w stonowanych, przygaszonych barwach jakby spowitych pyłem z gruzowisk, oddają
bezsłownie ludzki dramat Aleppo. Emanuje z nich złowieszczy spokój i wielkie zmęczenie
trwającą tyle lat wojną.
A co po wojnie? Dokąd pójść, gdy nie ma
już żadnych kawałków rzeczywistości do poskładania? Nie ma gdzie pracować, nie
ma gdzie się uczyć, brakuje najprostszych środków do życia. Od początku wojny
11 milionów osób zostało zmuszonych do ucieczki z domów. Poza Syrią, w
sąsiadujących państwach żyje prawie 5 milionów uchodźców. Ich los jest
niepewny. Zmagają się nie tylko z ubóstwem, chorobami, niepełnosprawnością
fizyczną, lecz także z psychicznymi urazami po stracie najbliższych. Jak podaje
PAH, u 80 procent dzieci zanotowano objawy zespołu stresu pourazowego. Mimo to
rodzina Jasmin, tak jak wiele innych syryjskich rodzin, wychodzi życiu
naprzeciw, z uporem, wbrew wszystkim cierpieniom, których zaznała. Wybiera
wolność.
Dzisiaj obchodzimy Światowy Dzień
Uchodźcy. Poświęćmy chwilę na refleksję nad ich losem. Spróbujmy przełamać w
sobie lęk przed nieznanym, innym i nie dajmy się zmanipulować politykom próbującym
na problemie uchodźstwa ugrać własną sprawę. Analizujmy, sprawdzajmy fakty,
czytajmy. Sięgajmy po książki, takie jak „Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo” i
rozmawiajmy z dziećmi, bez udawania, że ten temat nas nie dotyczy.
Grzegorz Gortat, Moje cudowne
dzieciństwo w Aleppo, il. Marianna Sztyma, wyd. Bajka 2017
Wiek: 8+
Wiek: 8+
Niesamowita książka...
OdpowiedzUsuńTak jest. Mnóstwo emocji po tej lekturze.
Usuń