Wszystkie słowa wydają się za małe, gdy przychodzi napisać o takiej książce. I jednocześnie zbyt górnolotne, pompatyczne. Chciałoby się znaleźć jakiś specjalny język, ale takiego nie ma. Dlaczego miałby być, skoro opisywać ma sprawy tak bardzo uniwersalne, ludzkie. Po co szukać wymyślnych słów?
Zacznijmy
więc po prostu, zwyczajnie. Jest sobie
chłopiec. Subhi. Ma 9 lat i razem z mamą oraz starszą siostrą Queeny mieszka w
ośrodku detencyjnym. Tutaj się urodził i nie zna świata poza nim. Należy do Rohingja,
muzułmańskiej grupy etnicznej, zamieszkującej północną część birmańskiego stanu
Arakan. Buddyjska część społeczeństwa Birmy uważa ich za nielegalnych
imigrantów, dyskryminuje i poniża, uniemożliwiając m.in. posiadanie legalnych
dokumentów, dających szansę na naukę czy pracę. Według ONZ Rohingja to
najbardziej prześladowana grupa etniczna na świecie.
Próbując
ucieczki do miejsc, w których mają nadzieję na normalne życie, zostają albo
zatrzymani w łodziach na pełnym morzu i zostawieni na pewną śmierć, albo
skierowani do strzeżonych ośrodków detencyjnych, w których latami wegetują w dramatycznych
warunkach sanitarnych, z ograniczonym dostępem do opieki medycznej i w zasadzie
bez szans na edukację. Jakby zatrzymani w czasie, bez wpływu na swój los.
Pojawia się wśród nich agresja, destrukcyjne zachowania, zaburzenia psychiczne,
samobójstwa. Cierpią nie tylko dorośli, lecz także dzieci. Takie jak Subhi.
Kiedy
Subhi nie może w nocy spać, wymyka się z wielkiego namiotu, pełnego starych
wojskowych prycz i śpiących na nim ludzi, i wpatruje się w niebo. Wydaje mu
się, że słyszy daleki szum fal i wyobraża sobie, że to Nocne Morze, które
wyrzuca na brzeg wspaniałe skarby: figurkę rycerza, niebieskie autko, starą
monetę. Subhi wierzy, że to wszystko prezenty od taty, którego nie zdążył
poznać, ale na którego powrót bardzo czeka. Jest w tym cierpliwy i pełen dziecięcej
nadziei, choć siostra nie chce poruszać tematu, a mama z każdym dniem zapada się w
siebie, uciekając w bezpieczny bezruch snu.
Energii
do działania i stawiania czoła kolejnym identycznym dniom dodaje chłopcu
obecność przyjaciela. Eli jest zaledwie kilka lat starszy, ale bardzo bystry i
odważny. Z grupy 67 osób tylko on jeden przeżył transport, w którym ludzie,
ściśnięci jak sardynki, podusili się z braku tlenu. To, że przetrwał, dało mu
poczucie misji, obowiązku. Sprawiło, że nie pozwala się upokorzyć, zaopatruje
mieszkańców obozu w produkty pierwszej potrzeby, pomaga potrzebującym, troszczy
się o młodsze dzieci, w ostatecznym zaś akcie desperacji przyczynia się do wzniecenia
buntu wśród przetrzymywanych i ukazania światu sytuacji panującej w obozie.
Bo
po drugiej stronie podwójnej linii ogrodzenia życie się toczy zwykłym rytmem, i
ludzie skupieni są na własnych zmartwieniach i dramatach. Tak jak dziesięcioletnia
Jimmie, której świat zawalił się wraz ze śmiercią mamy. Zdarzyło się to 4 lata temu, ale dziewczynka nadal
nie umie pogodzić się ze stratą. Zagubiona i wycofana, nie radzi sobie w
szkole, więc jej unika, zamiast tego włócząc się po miasteczku, w większości już
opuszczonym, odkąd zamknięto kopalnię i mieszkańcy stracili źródło dochodów.
Podczas jednej z bezsennych nocy Jimmie decyduje się na wędrówkę do obozu
detencyjnego. Chce sprawdzić to, o czym plotkują jej rówieśnicy – że niby dzieci,
które tam przebywają, mają wszystko: sprzęt komputerowy i nowe rowery…
W
ten sposób drogi Jimmie i Subhiego splatają się nagle, choć tak naprawdę
splotły się już dawno temu, kilka pokoleń wstecz, a to za sprawą kościanego
wróbelka – rodzinnego talizmanu, który chroni, zapewnia wolność i
bezpieczeństwo.
We
„Wróbelku z kości” surowa, bolesna relacja przeplata się z pięknym, poetyckim
przekazem. Autorka pogodziła ze sobą dwie wydawałoby się nieprzystające do
siebie rzeczywistości: surowy, okrutny, brudny świat ośrodka dla uchodźców i
delikatną, wrażliwą, ulotną i poetycką krainę
dziecięcej wyobraźni, ludowych przekazów, wierzeń, ojczystego języka.
To
uniwersalna opowieść, która ma wiele do
powiedzenia o kondycji współczesnego człowieka i o świecie, który sami sobie takim
uczyniliśmy. Jej bohaterowie to ludzie z krwi i kości, słabi i mocni, dobrzy i
źli, postawieni w sytuacjach, które są sprawdzianem najwyższej próby. Nie
wszyscy wychodzą z niej zwycięsko…
Czytając
„Wróbelka z kości”, nie da się uciec od gwałtownych,
sprawiających ból emocji, choć chciałoby się, tak jak Subhi, powiedzieć „oczom,
żeby się zamknęły, a uszom, żeby nie słuchały”. Autorka chce, żebyśmy widzieli
i słyszeli. Dodatkowo więc, w posłowiu, nakreśla motywy powstania książki (sytuacje opisane w
książce zostały zaczerpnięte ze sprawozdań o życiu w australijskich ośrodkach
detencyjnych) i o tych niewygodnych
sprawach, które chciałoby się między bajki włożyć, a które niestety nie są
fikcją.
Lektura
pozostawia więc czytelnika z wieloma trudnymi refleksjami i wątpliwościami. Jednocześnie
zaś nie milknie w niej hymn na cześć
ludzkiej solidarności, przyjaźni, miłości i więzi silniejszych niż wszelkie
podziały.
Zana
Fraillon, Wróbelek z kości, tłum. Paweł Łopatka, wyd. Poradnia K 2017
Wiek: 12+
Wiek: 12+
Dziękuję Pani za te piękne słowa. Jestem tłumaczem książki. Pozdrawiam, PŁ
OdpowiedzUsuńTo ja bardzo dziękuję za misterne, w wielu miejscach tak pięknie liryczne tłumaczenie. Mogę sobie tylko wyobrazić, jakim wyzwaniem było i wędrówką. Najserdeczniej pozdrawiam.
Usuń