Miałam siedem lat. Wróciłyśmy z mamą od okulisty i już od progu zawołałam (ucieszona) do babci: „Będę nosiła okulary!”. A babcia zaczęła płakać.
Kiedy
o tym myślę ponad 30 lat później, dochodzę do wniosku, że miałam dużo
szczęścia. Bo poza tą babciną reakcją, która mnie zresztą nieco zdziwiła, nikt
nigdy nie dał mi odczuć, że noszenie okularów jest czymś, czego można się
wstydzić, a bycie okularnicą to obciach. Pamiętam za to, jak się bałam, że moje
blond włosy staną się rude. Bo bycie „ryżym” znaczyło wówczas bycie innym. Na
widok „ryżego”, trzeba było się uszczypnąć szybko trzy razy w przedramię, bo
przynosił pecha… (!).
Dzieci,
także te małe, potrafią być bardzo okrutne i konsekwentne w odrzucaniu tego,
kogo uznają za niepasującego do reszty. Bycie grubym, brzydkim, w kiepskiej
kondycji fizycznej, biednym, z rodziny patologicznej, mniej zdolnym,
nieśmiałym, niepełnosprawnym – istnieje długa lista „wykroczeń” za które karą bywa
odrzucenie i izolacja.
Boimy
się tego nawet w dorosłości, pielęgnujemy więc gorliwie piękno naszych ciał.
Tym samym, o ironio!, kółko się zamyka, bo coraz trudniej sprostać fizycznym
wyśrubowanym ideałom.
Lenka,
bohaterka książki Katalin Szegedi, przyszła na świat „tak śliczna i okrąglutka
jak księżyc w pełni”. Ale szybko okazuje się, że jest po prostu gruba, co dają
jej odczuć dzieci z podwórka. Ośmieszanie, szydzenie, wyzywanie od prosiaków i
odmowa wspólnej zabawy – z każdą taką sytuacją Lenka traci pewność siebie, a
jej wrodzone radosne usposobienie zaczyna ustępować rozgoryczeniu. Dziewczynka
zaczyna wątpić w to, czy ktoś taki jak ona może znaleźć kompana do zabawy,
bratnią duszę, przyjaciela. Woli siedzieć w domu, w swoim pokoju i oddawać się
temu, w czym zawsze była dobra: rysowaniu.
Ceniona
węgierska ilustratorka kreśli pełnymi przepychu barwami bogaty wewnętrzny świat
Lenki i ukazuje jej rysowniczą pasję i talent. Dziewczynka przedstawiana jest
zawsze w ciepłych, nasyconych odcieniach czerwieni, jej rumiana buzia budzi
sympatię, a czytelnik zastanawia się w duchu: „Czemu te dzieci się
czepiają?”. Mama Lenki otwarcie się temu
dziwi, dlatego wykrzykuje do córki:
„Oj,
ale o czym ty mówisz? Przecież wcale nie jesteś gruba! Jesteś piękna właśnie
taka, jaka jesteś!”.
Te
matczyne słowa, mimo że prawdziwe, nie mają jednak mocy i Lenka im nie ufa.
Dopiero obecność i uwaga nowo poznanego kolegi, skoncentrowana wyłącznie na jej
rysowaniu, a nie wyglądzie, pozwoli Lence odbudować poczucie własnej wartości i
polubić siebie.
Ta
bardzo aktualna, potrzebna i ważna książka jest idealną lekturą na początek
roku szkolnego, bo to czas, kiedy dziecko trafia w nowe grupy społeczne i
często musi stawić czoła nieprzychylnemu nastawieniu innych. Cieszę się, że
przypomniałam sobie akurat teraz o tym tytule w naszej biblioteczce.
W
czasach kiedy jednym okrutnym internetowym postem można zniszczyć czyjąś pewność
siebie, warto już od małego hartować dzieci lekturami takimi jak „Lenka”.
Trzeba im przypominać, że sytuacje tego typu zdarzają się wszędzie – jeśli nie
mnie, to tobie – i że nie oznaczają końca świata; można sobie z nimi poradzić
wspólnymi siłami.
Książka
zostawia małego czytelnika świadomego problemu, ale też pełnego otuchy i
pozytywnego nastawienia.
Katalin
Szegedi, Lenka, tłum. Sebastian Stachowski, wyd. Namas 2010.
Wiek: 4+
Wiek: 4+
Hmmmm noszę okulary od siódmej klasy, a moje włosy mają kasztanowy kolor:) Też miałam szczęście, że nie doświadczyłam wielu przykrości z tego powodu, ale sama potrafiłam sobie wmówić, że z takim arsenałem to świata nie zwojuję. Musiało minąć sporo lat, żeby włosy stały się atutem. Okulary zamieniłam na soczewki kontaktowe, choć tylko dlatego, że mam dużą różnicę wad na jednym i drugim oku. Niestety odnoszę wrażenie, że w obecnych czasach dzieci są bardziej okrutne. Widzę to już po kilku dniach w pierwszej klasie u syna. Tym bardziej cenię literaturę, która zmienia nastawienie i dodaje otuchy. Piękne ilustracje!
OdpowiedzUsuńTak, masz rację, że teraz dzieci sobie na więcej w tym okrucieństwie pozwalają - i mogą też dokuczać nie wprost, bo jest internet. Tam można zrobić z nielubianej koleżanki czy kolegi pośmiewisko w zasadzie beż żadnego ryzyka kontroli ze strony dorosłych. Świadomość tej swobody pcha dzieciaki niestety do wyjątkowo podłych czynów. Tymczasem wielu z tych rzeczy mogłoby w życiu dziecka w ogóle nie być - tak jak w tym moim przypadku, gdy nawet mi do głowy nie przyszło, że noszenie okularów może mieć jakiś negatywny wydźwięk. To jest niestety wmówiony problem - staje się nim dopiero po dostrzeżeniu w społecznym zwierciadle. Trzeba o tym rozmawiać, pokazywać, skąd się to bierze, jak sobie radzić. Każda lektura taka jak "Lenka" jest tu na wagę złota.
OdpowiedzUsuń