Wszyscy chcielibyśmy, żeby nasze dzieci znały język angielski, nawet jeśli jeszcze nie teraz, to na pewno w nieodległej przyszłości. Im wcześniej zaczniemy coś robić w tym kierunku, tym lepiej. Nie warto oczywiście męczyć przedszkolaka ćwiczeniami z angielskiej gramatyki. Chodzi wyłącznie o to, by przygotować dziecko do nauki języka, osłuchać je z jego brzmieniem, uczynić angielski czymś znajomym, co dobrze się kojarzy.
Ten
wpis jest pierwszym „odcinkiem” cyklu, w którym opowiem o naszych sposobach
nauki angielskiego.
Na
początek trochę prywaty:
Dla
moich dzieci wybrałam przedszkole o profilu angielskim, w którym zajęcia
językowe odbywają się codziennie (ale angielski nie jest językiem komunikacji w
przedszkolu). Systematyczny kontakt z językiem w formie przedszkolnych zajęć
daje dużo, to oczywiste, ale jednak nie wystarczy. W domu też trzeba działać:
bawić się, śpiewać i czytać.
Mam znakomite porównanie między córką a synem (uczęszczającymi do tego samego przedszkola, choć nie w tym samym czasie). Z córką bawiłyśmy się
angielskim także w domu – dużo i w rozmaitych formach. Synowi poświęciłam na
tym polu znacznie mniej uwagi. Efekt jest taki, że córka w wieku 5 lat
rozumiała większość czytanych jej po angielsku książeczek. Syn nadal domaga się
tłumaczenia. Pamiętając oczywiście o tym, że wchodzić tu mogą w grę różnice
osobowościowe i inne czynniki, zostanę na stanowisku, że to, co systematycznie
i w ciekawy, wciągający sposób zaproponujemy dziecku w domu, jest właśnie tym
„obyciem” i osłuchaniem, którego nie zastąpi zorganizowana nauka języka.
Jak więc bawić się
angielskim z dziećmi?
Tak
jak lubicie się bawić w ogóle! Czyli:
- Jeśli kochacie czytać, czytajcie!
- Jeśli wolicie łamigłówki, zadania i zagadki, sięgnijcie po nie!
- Jeśli lubicie słuchanie piosenek,
śpiewanie i ruch – naprzód marsz!
Ważne,
aby robić to wtedy, kiedy ma się choć trochę wolnego czasu. Nie na siłę, z
zegarkiem w ręku, w napięciu. Wybierzcie taką aktywność, którą sami lubicie,
która również i Wam pozwoli odpocząć i spędzić miło czas.
Zaczniemy
więc w tym odcinku od kart pracy, zadań i słuchania/śpiewania. Prawdę mówiąc,
zaczęłabym od czytania, ale o kolejności zdecydował przypadek: miałam zamiar
pokazać na blogu karty Kapitana Nauki, i gdy się zabrałam do pisania recenzji, wpadł mi do głowy
pomysł na cykl. W przkonaniu, że może to się komuś przydać, utwierdziła mnie Karolina
z bloga Dżin z tomikiem, która zapytała na FB, w jaki sposób czytam dzieciom
anglojęzyczne książki, czy im je tłumaczę, gdzie kupuję poszczególne tytuły
itd.
Kiedyś,
jeszcze na studiach, gdy dorabiałam korepetycjami z angielskiego dla dzieci,
nie było wielu gotowych pomocy do nauki. Rysowałam więc karty sama: na jednej
stronie rysunek, na drugiej podpis. Ręcznie tworzyłam uzupełnianki literowe i wyrazowe,
rebusy. Wymyślałam krzyżówki. Rzecz jasna nadal możecie tak robić – to wielka
frajda, ale zajmuje sporo czasu.
Karty i książeczki ćwiczeń wyręczają nas w tym znakomicie. Otrzymujemy
gotowy materiał, z którym musimy się tylko zapoznać i dostosować go do własnych
potrzeb.
Zagadki
obrazkowe Kapitana Nauki to 104 prostokątne karty w podręcznym rozmiarze. Pakiet „Angielski
dla przedszkolaka” kierowany jest do dzieci w wieku 3–5 lat, natomiast
„Angielski dla ucznia” dla dzieci w wieku 6–9 lat. Karty różnią się stopniem
trudności, rodzajem zadań, uszczegółowieniem. Młodsze dzieci znajdą tu proste
pytania, szukanki, zadania wymagające zastanowienia i dokonania wyboru. Jakie
produkty są potrzebne do zrobienia sałatki? Jakie ubrania włożymy, gdy jest
zimno? Co dać do jedzenia królikowi, a co kotu?
Starsze spotkają się ze
znacznie szerszym słownictwem (np. nazwy owadów, zasady ruchu drogowego,
choroby) oraz zadaniami takimi jak ułożenie z obrazków historii, uzupełnienie
brakujących liter w wyrazach, połączenie poleceń z obrazkami („Put your book on
your head!), wybranie właściwego słowa. Będą też mogły pogłówkować, jaką
potrawę można przyrządzić z przedstawionych na obrazku produktów, wskazać na
ilustracji zwierzęta niejedzące mięsa albo najszybszy pojazd.
Karty
zostały pomyślane tak, że można je zabrać ze sobą, wrzucić do torebki, plecaka,
do przybornika w fotelu samochodowym. Są ze sobą spięte, rozkładają się tak jak
kołonotatnik. Jest to zarówno ich zaletą, jak i wadą. Lubię pojedyncze karty
(np. firmy Usborne), które są nieco łatwiejsze w manipulacji, rysowaniu na nich
czy pisaniu. Z drugiej strony – powiedzmy sobie szczerze – ciągle giną. Tutaj
takiego ryzyka nie ma. Ponieważ materiał został podzielony tematycznie (np. żywność,
zwierzęta, pojazdy) zespolenie kart sprawia, że dane partie materiału zawsze są
razem, łatwo można do nich wrócić, żeby powtórzyć zabawę i sprawdzić postępy.
Zagadki
obrazkowe Kapitana Nauki i wszystkie inne karty tego typu sprawdzą się jako
„przerywnik” w ciągu dnia, gdy mamy kilka chwil na zabawę z dzieckiem i w tak
zwanym międzyczasie, gdy czekamy na coś i ten krótki moment możemy wypełnić
aktywnością. Do zabawy i pracy z większością kart nie są potrzebne w zasadzie
żadne akcesoria, do niektórych zadań przyda się ołówek lub pisak.
W
skład zestawów „Angielski dla przedszkolaka” i „Angielski dla ucznia” wchodzą
także książeczki z ćwiczeniami. Tutaj warto już usiąść z dzieckiem przy
stoliczku lub biurku, wziąć ołówki, kredki i skupić całą uwagę na kilku
wybranych ćwiczeniach. Są to zadania typu „prawda czy fałsz”, zabawy w łączenie
kropek, rozpoznawanie zwierząt po ich cieniach, puzzle, wykreślani,
kolorowanki.
Zarówno
karty, jak i zagadki umożliwiają natychmiastowe sprawdzenie poprawnej
odpowiedzi – na odwrocie karty lub na ostatnich stronach książeczki.
Kiedy
sprawdzamy dany wyraz czy frazę, wyróbmy sobie nawyk sprawdzenia również
poprawnej wymowy. To ważne!. Nie możemy uczyć dziecka słownictwa, jeśli nasza
wymowa jest błędna! Wielu dorosłych wyrobiło sobie w czasie szkolnego nauczania
bardzo złe nawyki w tym zakresie, które potrafią pokutować latami. Sama jestem
tego przykładem – języka angielskiego zaczęłam uczyć się już w trzeciej klasie podstawówki,
ale jak się później okazało, mój mówiony angielski daleki był od poprawności,
właśnie ze względu na tę błędnie utrwaloną wymowę. Kiedy więc uczymy dziecko
nowych słów, zawsze sprawdzajmy ich brzmienie i powtarzajmy je na głos.
Ponieważ
na co dzień nie mamy zbyt wielu okazji do mówienia po angielsku, świetnie
sprawdzą się tutaj piosenki, których możemy słuchać wspólnie z dzieckiem, jadąc
samochodem, przygotowując posiłek, jako wyciszankę na dobranoc… Najlepiej
sięgnąć po utwory z nieskomplikowanym tekstem i łatwo wpadającą w ucho melodią.
Chodzi o to, aby dziecko potrafiło zapamiętać i zaśpiewać piosenkę, i w ten
sposób nieświadomie uczyło się wymawiania i rozumienia ze słuchu.
Można
nagrać sobie wybrane utwory na płytę czy pendrive’a, wydrukować tekst piosenek
z Internetu, poszukać na YouTube wersji karaoke, by próbować śpiewać samodzielnie.
Można też rozejrzeć się za gotowymi zestawami płyta + książka.
„Angielski dla dzieci. Piosenki” wydawnictwa Edgard to takie właśnie combo.
Piętnaście piosenek, z których część to popularne nursery rhymes, jak „Baa Baa
Blacj Sheep”, „Mary Had a Little Lamb”, „Twinkle, Twinkle Little Star”, „Hush,
Little Baby”, inne to znane i lubiane piosenki i rymowanki – „Alphabet Song”,
„If You’re Happy and You Know It” czy „Old MacDonald”.
Książka
zawiera tekst każdej piosenki, zarówno w języku angielskim, jak i polskim, a
także nuty. Na końcu znajduje się słowniczek. Na dołączonej płycie CD wszystkie
utwory wykonuje Julliette Edwins, ośmioletnia Brytyjka wraz z ojcem. To bardzo
miły dla ucha duet; aranżacje utworów są naprawdę przyjemne, pogodne ale nie kiczowate,
co zdecydowanie nie jest normą, jeśli chodzi o piosenki do nauki języka
angielskiego. Na płycie znajdują się także wersje karaoke wszystkich utworów.
Sposobów
na „śpiewającą naukę” jest wiele. Może to być – jak czytamy we wstępie
publikacji – „śpiewanie wspólnie z
wykonawcą, odgadywanie rymów, układanie tekstu z rozsypanki słów podczas
odsłuchiwania, uzupełnianie brakujących wyrazów, śpiewanie na głosy” i wiele
innych. Ja najczęściej śpiewam razem z dziećmi w aucie. Naszą ulubioną piosenką
jest „Bingo” – utwór, w którym głośno literujemy imię psa. I jeszcze kołysanki,
które kiedyś, gdy dzieci były młodsze, stanowiły obowiązkowy punkt wieczoru,
ale i teraz czasem wracają. Hush, little baby, don’t say a word…
Angielski
dla przedszkolaka. Kreatywne zabawy i łamigłówki (3–5 lat); Angielski dla
ucznia. Zagadki i łamigłówki (6–9 lat); Angielski dla dzieci. Piosenki (3–7
lat), Kapitan Nauka, wyd. Edgard 2016, 2017.
Przeczytałam z zainteresowaniem, bo właśnie poszukuję dobrych sposobów na utrwalanie angielskiego i niemieckiego u T. Kapitana Naukę znamy, ale jak na razie korzystamy tylko z kart dla maluchów, które służą nam do powtarzania słówek lub z memo, które znajduję w sieci i drukuję.
OdpowiedzUsuńPaulino, polecasz jakieś fajne książeczki do czytania w języku angielskim dla początkujących?
My bardzo skorzystaliśmy na picturebookach. Tekstu jest niewiele, ilustracje przepiękne, no i jest jakaś historia. Moje dzieci nieszczególnie przepadały za książkami encyklopedyczno-słownikowymi, przewidzianymi z założenia do nauki słownictwa. Wolały, gdy nowe słowa wyłaniały się z jakiejś opowieści. Dlatego, gdy szukałam kartoników, to takich jak np. seria o piesku imieniem Spot (Eric Hill). Zasadniczo polecam wybrać tematykę, która Was interesuje i poszukać np. w outlecie książkowym Amazonu picturebooków w wydaniach paperback. O konkretnych tytułach, takich, po które my sięgnęliśmy i które lubimy, napiszę też w kolejnych częściach cyklu, może coś Wam się spodoba. I będzie też o zagranicznych pismach dla dzieci, to też jest świetna sprawa. Uściski!
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Poszperam w sieci. I czekam na kolejny wpis w tej tematyce. Byłam ostatnio w TKMaxx z nadzieją, że znajdę jakieś książeczki, ale akurat nie trafiłam. Może innym razem.
UsuńUdanej niedzieli dla was:)