Listopadowe targi książki mają to do siebie, że człowiekowi trochę nie chce się na nie jechać do innego miasta, gdy za oknem ziąb, deszcz i ciemność. Tym bardziej, gdy transport odbywa się pociągami, tramwajami i pieszo, a w powrotnej drodze ciągnie się ze sobą walizę peeeełną książek! Ale w tym roku na targi do Krakowa postanowiłam jechać sama z córką. Miał to być nasz babski wypad i po prostu nie mógł być nieudany, choćby wiało i grzmiało!
Wszystkim,
którzy mogą sobie pozwolić na dzień wolny od pracy, polecam odwiedzenie targów
w piątek. Szczególnie błogim czasem są godziny po 14.00, kiedy halę opuszczają
już szkolne wycieczki. Wówczas bez rozpychania się rękami i nogami można dotrzeć
na wszystkie upatrzone stoiska, spotkać się z autorami, wypić kawę,
przeglądając nowe książkowe nabytki, obejrzeć wystawy towarzyszące, a przede
wszystkim porozmawiać spokojnie z wydawcami, bez napierającej ściany ludzi za
plecami.
Poniżej małe porównanie: zdjęcie przedstawiające hol przy wejściu w piątek i sobotę.
Poniżej małe porównanie: zdjęcie przedstawiające hol przy wejściu w piątek i sobotę.
Oczywiście w sobotę i w niedzielę najwięcej jest kuszących spotkań na stoiskach. Pojawiają się wtedy celebryci z Polski i zagranicy, i cóż, skoro nasze dziecko od pół roku śni o spotkaniu z Nelą małą reporterką, to nie mamy innego wyjścia. Przyjeżdżamy w sobotę i stoimy dwie godziny w kolejce! Podobnie sprawy się mają, jeśli zapragniemy podpisu Remigiusza Mroza albo Nicholasa Sparksa. Obejrzyjcie poniższy filmik, a sami zobaczycie, jak się wówczas sprawy mają.
Kolejka
biegła przez kilka hal i blokowała przejścia. Nie wiem, czy po tych godzinach oczekiwania
fani Sparksa mogli liczyć na coś więcej
niż bazgroł na stronie tytułowej, wykonany lekko już omdlewającą ręką. I nie
wiem, czy to ma sens. Zastanawiam się
też, czy mnie to oburza czy cieszy, że do Olgi Tokarczuk nie było wcale kolejki
i można było porozmawiać, wyrazić swój zachwyt (czytaliście i oglądaliście „Zgubioną
duszę”? Jest taka piękna!) i otrzymać miłą osobistą dedykację.
Lubię
spotkania z autorami, choć rozemocjonowanie sprawia, że zwykle albo nie wiem,
co powiedzieć albo gadam trzy po trzy. Tym razem, ponieważ byłyśmy we dwie, Zu
wspierała mnie w stawianiu konkretnych pytań, a jest w tym naprawdę dobra,
zwłaszcza jeśli rozmawiamy o ilustracjach (od kilku lat uczy się rysunku).
Na stoisku u Muchomora :) |
Marcin Minor rysuje dedykację na "Gwiazdce z nieba" wydanej przez Tadam. |
Ucięła sobie np. ciekawą pogawędkę z Marcinem Minorem na temat technik
ilustracyjnych, rysowaniu ręcznym i w komputerze, marek pisaków i ich rozmiarów
itp. Widzę, że to jest dla niej coś naprawdę cennego, okazja do pogadania z
kimś, kto zajmuje się tym, czym ona chciałaby się kiedyś zająć. Targi książki
dają taką możliwość i jest to świetna okazja szczególnie dla nas, mieszkańców
mniejszych miast, w których wokół książki nie dzieje się wiele lub zgoła nic.
Agnieszka Frączek i Elżbieta Wasiuczyńska podpisują "Za płotem z ostów", a pani Ela wkleja takie cudeńka z papieru. |
Dla
mnie jako osoby zajmującej się zawodowo i hobbystycznie książkami, targi to oczywiście
okazja do spotkań tete a tete z ludźmi, których znam tylko z maili lub FB. W
Krakowie udało mi się poznać Wioletę Słokę kolekcjonerkę książek dla dzieci. Zajrzyjcie koniecznie na jej „Wioletowe Kruczki”!. Wpadłam też na Magdę – Zwykłej Matki Wzloty i Upadki, no i oczywiście na Karolinę z Książki dla dzieci i Magdę (Tosimama i książki), bo mieszkałyśmy w tym samym hotelu (ale działo się tyle, że w zasadzie
nie miałyśmy okazji dłużej pogadać). Poznałam też przemiłe dziewczyny z
Polskiej Sekcji IBBY, które na stoisku prezentowały różne książkowe i
czasopismowe cudeńka. Dzięki temu wreszcie udało mi się wziąć do rąk „Trzy
czte ry!”.
Podczas
targów w ramach Festiwalu Literatury dla Dzieci i Młodzieży odbywało się wiele
ciekawych warsztatów. Większość dla dzieci poniżej 10 roku życia, więc uczestniczyłyśmy
tylko w jednych – antysmogowych – wokół książki „Skok na smog”, prowadzonych
przez autorki: Dorotę Majkowską-Szajer i Annę Kaszubę-Dębską (której kapitalne
recenzje możecie czytać w prowadzonej przeze mnie rubryce „Kultura Liberalna dzieciom”).
Świetną
akcją, z której każdy, niezależnie od wieku, mógł coś dla siebie wartościowego
wynieść, był Ostry Dyżur Literacki organizowany przez Festiwal Literatury dla
Dzieci i Czasdzieci.pl. Przemiła pani doktor Agnieszka Karp-Szymańska w czasie
szczegółowego wywiadu lekarskiego zadawała mnóstwo pytań dotyczących upodobań lekturowych.
O ulubione gatunki, ukochanych bohaterów, znane/nieznane tytuły, preferowane miejsca
akcji itp. i na tej podstawie wypisywała receptę na… książki! Żebyście
widzieli powagę z jaką moja córka odpowiadała na pytania oraz radość z zaleconego
lekarstwa J Ostatecznie otrzymała bowiem receptę na następujące
lektury: „Czarny młyn”, „Omegę” Marcina Szczygielskiego i „Nigdziebądź” Neila
Gaimana!
Warto pamiętać: w
targowej pogoni za autografami i nowościami książkowymi, nie przegapcie paneli dyskusyjnych,
prelekcji i spotkań odbywających się o określonych godzinach w salkach
targowych. Moim must-see był wykład „Groza w literaturze dla dzieci i młodzieży”
dr Katarzyny Slany, która pokazała i omówiła wiele ciekawych tytułów polskich i
zagranicznych, swoim wykładem otwierając mi oczy na niektóre sprawy związane z
literaturą grozy kierowaną do dzieci.
To, że może ona pełnić rolę terapeutyczną
wiedziałam od dawna – oswajanie lęków poprzez czytanie o nich i konfrontowanie się
z nimi oczami bohatera itp. Ale nie wpadłam an to, że te książki
pokazują też czytelnikowi (zarówno młodocianemu, jak i dorosłemu), że dziecko może
mieć w sobie pokłady demoniczności, mroczną stronę, którą ma przecież każdy
człowiek, i że pomagają mu ją rozpoznać, nazwać i obłaskawić. Tym samym takie
książki tworzą „laboratorium lęków sterapeutyzowanych”(!). Tak mnie to zaintrygowało,
że muszę sięgnąć po książkę Katarzyny Slany „Groza w literaturze dziecięcej. Od
Grimmów do Gaimana”.
Całkiem przytulne targowe kąciki czytelnicze. |
W tym roku gościem honorowym targów była Francja. Na stoisku francuskim same wspaniałości! |
Targi to także czas prezentów książkowych kupowanych z myślą dla kochanych przyjaciółek! Z Joanną Szarańską :) |
Wiecie, że Eliza Piotrowska, autorka serii o Cioci Jadzi, napisała taką oto intrygującą książkę dla dorosłych? |
A dokoła jesienny Kraków. Udało się pospacerować! |
I
co jeszcze? A to, że na targach swoją książkę podpisywała także moja koleżanka
z klasy Agata Hącia. „Co robi język za zębami?” to wspaniale wydana przez PWN
książka traktująca o poprawnej polszczyźnie, jedyna, jak mi się zdaje, tak
obszerna publikacja kierowana do czytelnika już od szóstego-siódmego roku życia.
Jest to niezwykle ciekawy, przejrzyście napisany poradnik, pełny przykładów i
ćwiczeń. Wspaniały prezent na mikołajki! Brawo, Agato.
Na
zupełny już koniec tej bardzo subiektywnej relacji, taki obrazek targowy (wcale
nie rzadki!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz