Kilkuletnia Marlenka, znudzona samotnym przesiadywaniem w oknie, wybiega z domu w zimowy dzień, aby pobawić się na śniegu. Jego płatki zdają się wołać do niej zupełnie jak dzieci i zachęcać do wspólnej zabawy. Dziewczynka wpada radośnie w wirującą na wietrze białość. Jest trochę jak Kaj Andersena, gdy wsiada na srebrne sanki i pozwala zabrać się do śnieżnego ogrodu Królowej Zimy.
Władczyni
tej krainy, podobnie jak Królowa Śniegu, mieszka we wspaniałym lodowym zamku,
który oszałamia swą majestatycznością. Marlenka „z zachwytem spogląda na
błyszczące mury, / na sklepienia wież krągłe jakby cukru głowy, / i na ściany
wyniosłe jakby szklane góry”.
Sprowadzenie
Marlenki to prezent urodzinowy dla córki Królowej Zimy. Maleńka księżniczka
chce zawłaszczyć sobie dziewczynkę jak Mała rozbójniczka Gerdę, ale na szczęście
nad wszystkim czuwa miłościwa królowa.
To
dobra monarchini, serdeczna i czuła. Cieszy się radością swojej córki, ale dba
także o Marlenkę. Obserwuje zabawy dziewczynek ze śnieżynkami, wspólnie z nimi
rusza w tanecznym korowodzie, kiedy jednak widzi zmęczenie małego gościa, każe natychmiast
przygotować sanie zaprzężone w cztery polarne niedźwiedzie. Marlenka wraca
do domu, prosto w ramiona wyczekującej jej matki.
Matki,
która, nie bacząc na zimno, w samej tylko sukni wybiega ku dziewczynce, uśmiecha się i jest taka szczęśliwa! Jak bardzo musiała się
martwić, gdy po powrocie z miasta nie zastała w domu swojej córeczki! Teraz „Wyciąga
ręce, tuli Marlenkę w ramionach. / - Wróciłaś wreszcie do mnie, córeczko
kochana!”. Dziewczynka opowiada coś o „płatkach – jak żywych, / o Królowej Zimy
i małej królewnie…”, fantazja miesza się z rzeczywistością, może mała błąkała
się gdzieś po polach, może przysnęła w śniegu i przywołuje teraz senne obrazy…
Marlenka przeżyła czarodziejską przygodę, podążywszy za roztańczonymi śnieżynkami jak Alicja za pędzącym Białym Królikiem. Z perspektywy dziecka słuchającego tej baśniowej opowieści bohaterka książki wspaniale się bawiła, poznała niezwykłe postaci, zobaczyła wyjątkową, niedostępną innym krainę. Dorosły może jednak interpretować tę przygodę całkiem inaczej. W zastygłym niebiesko-białym ogrodzie i zimnych komnatach zamku dziewczynka mogła równie dobrze błąkać się w zdumieniu, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak daleko zawędrowała i co właściwie ją spotkało.
Marlenka przeżyła czarodziejską przygodę, podążywszy za roztańczonymi śnieżynkami jak Alicja za pędzącym Białym Królikiem. Z perspektywy dziecka słuchającego tej baśniowej opowieści bohaterka książki wspaniale się bawiła, poznała niezwykłe postaci, zobaczyła wyjątkową, niedostępną innym krainę. Dorosły może jednak interpretować tę przygodę całkiem inaczej. W zastygłym niebiesko-białym ogrodzie i zimnych komnatach zamku dziewczynka mogła równie dobrze błąkać się w zdumieniu, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak daleko zawędrowała i co właściwie ją spotkało.
Ilustracje Sibylle von Olfers, która właśnie „Przygodą
Marlenki” debiutowała w 1905 roku, są typowo dla niej pogodne i delikatne, a
mieszkańcy zimowej krainy to istoty o krągłych dziecięcych kształtach i
pyzatych zaróżowionych policzkach. A jednak wysmukłe milczące stalaktyty ozdabiające
stropy lodowych komnat i gładkie lustrzane posadzki zasiewają w dorosłym
czytelniku ziarenko niepokoju.
Mnie
obrazy von Olfers przyniosły wspomnienie
„Pałacu lodowego” Tarjei Vesaasa – norweskiej baśniowej opowieści, którą
przeczytałam kiedyś jako nastolatka i która głęboko mnie poruszyła. Do dziś
pamiętam opisy lodowych, koronkowych białości, sennych cichych przestrzeni
pałacu, pustki, który przyciąga i pochłania. W krainie rządzonej przez Królową
Zimy dostrzegłam je na nowo.
I
nawet jeśli założymy, że takie postrzeganie bardzo prostej w gruncie rzeczy
fabuły jest pewną nadinterpretacją, tym bardziej warto docenić wielowymiarowość
tej opowieści i jej kunsztowną prostotę, która otwiera przed czytelnikami ich
własne, osobiste światy wyobraźni.
Sibylle
von Olfers, Przygoda Marlenki, tłum. Eliza i Andrzej Karmińscy, wyd. Przygotowalnia,
Kraków 2017.
Wiek: 3+
Wiek: 3+
O
innej, najsłynniejszej książce von Olfers – „Dzieci korzeni” przeczytacie w
mojej recenzji dla tygodnika „Kultura Liberalna”.
Jaki fajny zimowy klimat :) Nie znamy jeszcze tej książki :)
OdpowiedzUsuńTo taka zimowa perełka. Ponadczasowa książka!
UsuńPrawda, że ilustracja Sibylle von Olfers są bardzo charakterystyczne? Te krągłe postaci rozpoznam wszędzie:) Piękna książka.
OdpowiedzUsuńTak, urocze są te dzieci-kuleczki. Ale w bałwanie na okładce coś mi nie pasowało - aż uświadomiłam sobie, że nie ma współczesnych "bałwanich" akcesoriów: nakrycia głowy i długiego nosa z marchwi ;-)
Usuń