Czytałam tę książkę w 1988 roku, niedługo po jej pierwszym polskim wydaniu, i choć minęło tyle lat, do dziś pamiętam swoją intensywną niechęć do głównej bohaterki. Jak mnie ta dziewczyna wkurzała! Pyskata i cwana, nosząca głowę wysoko, mimo że nie miała ku temu żadnego racjonalnego powodu. Wredna, a przy tym inteligentna, wzbudzała we mnie swego rodzaju lęk. I nie minę się z prawdą, jeśli napiszę, że właśnie dlatego była jedną z tych książkowych bohaterek, które najbardziej wryły mi się w pamięć.
Ucieszyłam
się więc bardzo, gdy zobaczyłam, że Nasza Księgarnia ponownie wydaje „Wspaniałą
Gilly”. Chciałam skonfrontować się z moimi dziecięcymi wrażeniami, z
dziesięcioletnią wrażliwością i pojmowaniem świata. Chciałam spojrzeć na Gilly
oczami dorosłej kobiety. Móc ją ponownie poznać i ocenić z innej perspektywy.
I
powiem Wam, że to była zaskakująco mocna i bardzo wzruszająca konfrontacja. Ale
o tym za chwilę.
Teraz
słów kilka o samej Gilly, bo może nigdy jej nie poznaliście. Dziewczyna ma
jedenaście lat i od małego tuła się po rodzinach zastępczych. Jej matka uciekła
w młodości z domu, by wieść życie dzieci kwiatów i korzystać z uroków wolnej
miłości. Jej owoc już ją jednak średnio interesował. Tak więc mimo zapewnień o
uczuciu, Gilly została przez matkę porzucona, i niestety miała tego pecha, że
następna rodzina też bardzo ją zawiodła. Potem było już tylko gorzej. Do każdej
kolejnej dorosłej osoby dziewczynka podchodziła z nieufnością, nie ujawniając
swoich atutów, eksponując za to gorycz, wściekłość i urazę, co skutecznie
odsuwało od niej kolejne osoby. Wreszcie całkowicie zamknęła się w sobie,
kąsając jak zranione zwierzę każdego, kto choćby próbował się do niej zbliżyć,
niezależnie od tego jakie miał zamiary.
W
takim stanie i na takim etapie życia Gilly trafia do kolejnej rodziny
zastępczej, która jednak okazuje się być zaskakująco inna niż wszystkie
dotychczasowe. Nie dlatego, że jest zamożna, szczególnie wyedukowana czy
światowa. Wręcz przeciwnie. Maime Trotter jest dość prostą kobietą o potężnej
tuszy, a oprócz niej w starym zagraconym domu mieszka tylko inne, nie mniej niż
Gilly doświadczone przez los dziecko – nieśmiały, wiecznie przestraszony
William Ernest. Nieformalnym członkiem rodziny jest też mieszkający po
sąsiedzku stary pan Randolph, który nie dosyć, że jest całkowicie niewidomy, to
na dodatek czarny! Tak, tak, zanim się oburzycie, przypomnę, że książka została
napisana przez Katherine Paterson w latach 70. XX wieku, gdy obraz Ameryki z
jej segregacją rasową był wciąż żywy.
Gilly
pozwala sobie na niewybredne rasistowskie żarty, ale pełna empatii postawa pana
Randolpha i jego wielka siła przy całej zewnętrznej słabości sprawia, że
dziewczyna zmienia swoje nastawienie. W starciu z tą trójką życiowych
dziwolągów, ich autentycznością, otwartością i szlachetnością powoli, powolutku
topnieje gruba lodowa warstwa, którą Gilly odgrodziła się od świata.
Ale
jest jeszcze marzenie. Uparte marzenie córki o matce, która przecież gdzieś tam
jest, żyje i nawet odpisuje na błagalne listy. Okrutnie podtrzymując nadzieję
Gilly, że kiedyś, kiedyś (gdy będzie lepsza, mądrzejsza, ładniejsza…) znowu
będą razem. I nadchodzi taki moment, że wydaje się, że to marzenie zaraz się
ziści. Tyle że los bywa przewrotny i czasami okazuje się, że to, czego się
przez lata pragnęło, wcale nie jest tym, co nas uszczęśliwia.
Katherine
Paterson niesamowicie gra na emocjach, ale robi to w sposób tak doskonały, że
ani przez chwilę nie jest łzawo. Jej postaci są niezwykle żywe i autentyczne, a
Gilly mimo upływu lat od powstania książki pozostaje wiarygodna w swojej
rozpaczy i buncie, i w tych emocjach całkowicie czytelna i prawdziwa dla
współczesnej nastolatki.
Książkę
czytałyśmy na głos i mogłam obserwować, jakie wrażenie robi ona na mojej
dwunastolatce. „Jak się pisze takie książki?” – zapytała w pewnym momencie z
zachwytem.
No
właśnie, jak?
Pisarstwo
Katherine Paterson nie ucieka od trudnych tematów, ale przecież wiele
współczesnych książek dotyczy takich właśnie zagadnień. Paterson sięga jednak
głębiej, porusza bolesne kwestie w taki sposób, że młody czytelnik musi się
przed nimi odsłonić, zmierzyć się z nimi. Przypomnijcie sobie tylko Most do
Terabithii, drugą książkę pisarki przełożoną na język polski. Tam też nie było
ucieczki, trzeba było stawić czoła faktom. Takie jest życie – zdaje się mówić
autorka – i musisz, drogi młody człowieku jakoś to udźwignąć. Nie będzie taryfy
ulgowej.
Musiało
minąć sporo czasu, bym mogła przyjąć tę radę i nie sprzeciwić się jej
wewnętrznie. To dlatego jako dziesięciolatka nie rozumiałam, nie chciałam
zrozumieć Gilly. Buntowałam się przeciwko takiej rzeczywistości i takim
bohaterkom. I dlatego ponowna lektura okazała się tak cenna.
Była
też niewątpliwie ważną lekcją dla mojej córki i okazją do zagłębienia się w
literaturę młodzieżową najwyższej próby, mięsistą i gęstą, która zostawia po
sobie ślady, czasami na lata.
Życzyłabym
sobie, aby w Polsce ukazało się więcej książek dla młodzieży Katherine
Paterson.
Napisała ich osiemnaście.
Napisała ich osiemnaście.
A
tutaj możecie przeczytać recenzję Zuzy opublikowaną na jej książkowym blogu "Zu czyta".
Katherine Paterson, Wspaniała
Gilly, tłum. Alicja Skarbińska, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2018, s. 196.
Wiek: 9+
Wiek: 9+
Ta książka wpadła mi w oko już jakiś czas temu. Po Twojej recenzji MUSZĘ ją przeczytać! :-)
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
Cieszę się, że zwróciłam Twoją uwagę na tę książkę i BARDZO jestem ciekawa Twojego na nią spojrzenia. Czekam na recenzję!
UsuńPaulino, ja po raz pierwszy czytałam tę książkę dopiero teraz. Gilly wzbudziła we mnie tak różne uczucia, że aż sama byłam zdziwiona. Wspaniała książka. Niby temat oklepany, a zupełnie inaczej się czyta. Zabieram tę powieść do mojej przyszłej klasy i będę polecać młodym. Jestem ciekawa ich odbioru. A teraz biegnę przeczytać teks twojej córki:)
OdpowiedzUsuńNa tym właśnie polega mistrzostwo w pisaniu... pisać na oklepany temat i zrobić to tak, że szczęka opada. Poczytałam trochę o autorce, która, choć jest już staruszką, ciągle pisze, i zaciekawił mnie fakt, że na początku nikt nie chciał wydać jej książki, dopiero gdy poszła na kurs creative writing i zmieniła styl, zaczęło się zainteresowanie. Ciekawe.
UsuńTo rzeczywiście ciekawe.Może trafiła na dobry kurs i wyszlifowała pióro, a może wydawcom wystarczył fakt, że go po prostu ukończyła hihih.
UsuńChciałam tylko wspomnieć, że jakiś rok temu ta książka ukazała się w kolekcji Polityki "Cała Polska Czyta Dzieciom". O ile się nie mylę, tamto wydanie nie rózni się tłumaczeniem, ma jednak okładkę w mało chwytliwej, zgrzebnej stylistyce. Co ciekawe, CPCD poleca tę książkę czytelnikowi 12+, czyli w praktyce (młodszym) nastolatkom, i w zupełności się z tym zgadzam.
OdpowiedzUsuńA ja jednak się nie zgodzę, że jest to książka dla nastolatków 12+. Mlodzież mie lubi, gdy bohater książki jest dużo młodszy. Gilly ma 11 lat. Obawiam się, żę czternastolatka może nie być zainteresowana czytaniem książki o jedenastolatce. Co oczywiście nie zmienia faktu, że książka jest interesująca dla starszych czytelników. Ale najpierw trzeba chcieć ją przeczytać. Jeśli sklasyfikujemy ją jako 12+ nie przeczyta jej nikt ;) Dziesięciolatka nie, bo jej nie pozwolą, i trzynastolatka też nie, bo przekartkuje i powie, że nie będzie czytać o jakichś dzieciakach.
Usuń