Książki
nie należy oceniać wyłącznie po okładce, ale czasami to właśnie okładka
decyduje o tym, czy w ogóle weźmiemy jakąś książkę do ręki. Gdy tylko
zobaczyłam zapowiedź nowego tytułu Dwóch Sióstr z przepiękną, malarską okładką
projektu Oli Cieślak, wiedziałam, że chcę (bardzo, bardzo) przeczytać tę
powieść. Choćby po to, by co jakiś czas móc spojrzeć na ów wąwóz w jesiennych
kolorach, z niknącą w oddali sylwetką dziewczynki, równie półprzejrzystą i
rdzawo-żółtą jak zeschłe liście, które opadły z drzew i teraz wtapiają się w
poszycie grubym kobiercem.
W
tym przypadku jednak okładka jest zaledwie początkiem. Książka Lauren Wolk
oferuje pełnię wrażeń czytelniczych,
której próżno by się domyślać w pierwszym kontakcie z książką. Jest to powieść
wielopłaszczyznowa, wieloadresowa, która porusza w odbiorcy czułe struny,
skłaniając do zadawania sobie i innym niełatwych pytań. Odpowiedzi na nie
szukali najwięksi filozofowie, etycy, psycholodzy i socjolodzy. Czy dziecko
rodzi się z natury dobre, czy złe, czy umysł pozbawiony doświadczeń można uznać
za „niezapisany”, ile zawdzięczamy genom, a ile wychowaniu? Co budzi w nas demony,
wyzwala okrucieństwo w czynach? I gdzie jest „cierpienia granica, za którą się
uśmiech pogodny zaczyna”?
Polski
tytuł książki nie jest, jak to często się zdarza u Dwóch Sióstr, zbieżny z
oryginałem. Wilczy Jar (Wolf Hollow – w wersji angielskiej) jest ważnym
miejscem w książce, milczącym świadkiem zdarzeń, ale polskie tłumaczenie
kładzie akcent na bohaterkę książki i przemianę jaka w niej zachodzi w wyniku przeżytych
doświadczeń. Zdarzenia te rozegrały się w roku, w którym dziewczynka skończyła
12 lat, kreśląc wyraźną granicę między dzieciństwem a dorosłością. Tym samym
książkę Lauren Wolk można uznać za powieść inicjacyjną.
Anabelle
mieszka z rodziną na farmie na amerykańskiej prowincji. Wszyscy się tutaj znają
i wszystko o sobie wiedzą. Rytm życia wyznaczają obowiązki – praca w polu, przy
hodowli zwierząt, w obejściu. Na pierwszy rzut oka jest spokojnie – zupełnie
jakby nie był to rok 1943, a na świecie właśnie nie toczyła się najbardziej
okrutna z wojen. Wydawać by się mogło, że świadczą o niej tylko kolejne złote gwiazdy
wyszywane przez dziewczęta na fladze, symbolizujące tych, którzy zginęli na
froncie albo pękate worki trojeści zbieranej na polach przez dzieci, przeznaczonej
na kapoki dla żołnierzy marynarki wojennej. A jednak w powietrzu unosi się coś,
co burzy pozory sielanki – nieufność, obawa, podejrzliwość, niewypowiadane na
głos oskarżenia.
Lont
zapala się wraz z przybyciem Betty, która zostaje przysłana z miasta na farmę swoich
dziadków z powodu „niesubordynacji”. Wkrótce okazuje się, jak wielki jest to
eufemizm w odniesieniu do czynów tej ponurej, pełnej nienawiści dziewczyny „o
mrocznym sercu”. Betty to postać wstrząsająca i tragiczna, która sprawia, że
nawet dorosły czytelnik zaczyna podważać własne przekonania na temat
człowieczeństwa. Choć na oko to tylko niepozorna dziewczynka w grzecznej
sukience i w schludnym sweterku zapinanym na guziczki…
Dla
kontrastu – druga postać, jakby rewers
Betty. Toby. Zarośnięty, brudny, obdarty bezdomny mężczyzna. Zgarbiony pod ciężarem
trzech karabinów, które wszędzie dźwiga ze sobą w bezcelowych wędrówkach po
okolicy. Samotnik i dziwak, kryjący się w leśnej głuszy. Psychologiczna ofiara
pierwszej wojny. Z głową wypełnioną przerażającymi obrazami, które nie chcą
zniknąć.
Komu
byście zaufali, gdyby te dwie osoby stanęły na Waszej drodze? W czyje słowa
byście uwierzyli, mając świadomość, że tylko jedna z tych osób mówi prawdę?
Tamtej
jesieni i zimy 1943 roku Annabelle zrozumiała, że prawda nie jest ani
oczywista, ani też zawsze pożądana. Dramatyczne zdarzenia, które rozegrały się
na jej oczach, zmusiły ją do opuszczenia bezpiecznej krainy dzieciństwa i
zmierzenia się z nową, znacznie doroślejszą rzeczywistością. „Chowanie się na
stryszku z książką i jabłkiem” jest tu metaforą niefrasobliwego dzieciństwa, z
którego Annabelle rezygnuje świadomie, by poczuć własne sprawstwo i „wywalczyć
swoje miejsce w świecie”.
Że
jej się to udaje, dowiadujemy się z pięknego prostego gestu jej matki, która
pod koniec książki nalewa córce, jak dorosłej osobie, „kawy do małej filiżanki,
dodając mnóstwo śmietanki i cukru”.
„Rok,
w którym nauczyłam się kłamać” to piękna, mądra i niełatwa emocjonalnie
powieść, z wyraziście nakreślonymi bohaterami, do których bardzo się
przywiązujemy, z mnóstwem plastycznych opisów przyrody. Napisana (i
tłumaczona!) językiem prostym, przejrzystym, a jednocześnie subtelnym i
poetyckim. Zapada w pamięć, każe szukać współczytelników do podzielenia się
emocjami, do dyskusji. Zostawia w nas coś na długo.
Lauren
Wolk, Rok, w którym nauczyłam się kłamać, tłum. Sebastian Musielak, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2019.
Wiek: 10+
Wiek: 10+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz