Dzień
Dziecka już za kilka dni. Czyż może być coś przyjemniejszego, niż obdarowanie
kochanego małego człowieka książką w jego święto? W tym minizestawieniu polecam
Waszej uwadze trzy wspaniale ilustrowane książki dla przedszkolaków. To krótkie
historie – zabawne, wzruszające, bliskie codziennym sprawom kilkulatków.
Siedem łóżek malutkiej
popielicy
W
sam środek miłego snu wkrada się odgłos człapania bosych stóp. Człap, człap,
coś szura i jest coraz bliżej. Próbujesz spać, ale człapanie nie ustaje.
Otwierasz jedno oko i w świetle księżyca widzisz ją. Drobną dziecięcą postać,
która właśnie gramoli się do twojego łóżka. Dostajesz kuksańca pod żebra,
kopniaka w łydkę, i budzisz się na dobre. Twoje dziecko dla odmiany słodko
zasypia.
Prawie
każdy rodzic doświadczył tych nocnych wizyt dzieci, które nie chcą same spać,
boją się ciemności, miewają koszmary. Różnie sobie z tym radzimy i każda
rodzina ma własne sposoby na przetrwanie tego okresu. Ważne jest jedno –
działać tak, by dać dziecku poczucie, że się je rozumie i wspiera.
Przepięknie
wydana opowieść Susanny Isern „Siedem łóżek malutkiej popielicy” z
czarodziejskimi ilustracjami Marco Somy to właśnie taka historia – dziecko
symbolizuje w niej malutka popielica. A nieco zirytowanymi powtarzającą się
sytuacją rodzicami są zwierzęta zamieszkujące Zielony Las. Królik, Rudzik,
Jeleń, Niedźwiedź, żółwica, Wiewiórka – to do ich domków popielica zakrada się
cichaczem, by uciec od mroków nocy. Mości się w pojemniku na marchew, w etui na
okulary albo szufladzie z krawatami, co jest z jednej strony urocze i
roztkliwiające, z drugiej zaś – burzy spokój i porządek. Brzmi znajomo?
Nie
zdziwi więc Was zapewne, że zwierzęta postanawiają dać do zrozumienia
popielicy, że ma przecież swoje łóżko i to w nim powinna spać. Na nic się zdają
jej niezdarne próby tłumaczenia. Tę noc popielica spędza więc samotnie we
własnym łóżeczku. A następnego ranka okazuje się, że… malutkie zwierzątko
zniknęło.
W tej pełnej uroku i czułości opowieści wielu rodziców i dzieci przejrzy się
jak w lustrze. Wszystkich bez wyjątku zachwycą spokojne, pastelowe ilustracje,
utrzymane w nieco jesiennej tonacji i onirycznym klimacie. Do wielokrotnego
oglądania i zachwytów.
Susanna Isern, Marco Somà,
Siedem łóżek malutkiej popielicy,
tłum. Tomasz Pindel, wyd. Tako, Toruń 2019.
Wiek: 4+
Wiek: 4+
Niedźwiedź i pianino
Prawie
cztery lata trzeba było czekać, aby „Bear and the Piano” ukazała się w Polsce, ale
oto jest, i zapewniam Was, że to wspaniały książkowy prezent na Dzień Dziecka –
z rodzaju tych, którymi sami się zachwycicie.
Mnie
ta książka oczarowała przede wszystkim ilustracyjnie. Obserwowałam proces jej
powstawania na blogu autora i szczerze kibicowałam Davidowi Litchfieldowi, by
świat docenił jego warsztat oraz wybór życiowej drogi – artysta zrezygnował
bowiem z kariery akademickiej i zdecydował, że poświęci się całkowicie pracy
ilustratora. A kto choćby krótko był freelancerem, wie, jaki to niepewny los.
Do takiej decyzji zachęciły twórcę entuzjastyczne reakcje na jego ilustracje,
które na bieżąco tworzył i publikował każdego dnia w sieci w projekcie Drawing
a Day. Pisałam już o tym na blogu [klik] – tam też nieco więcej o wydaniu
oryginalnym książki.
Tymczasem
mamy wydanie polskie, które ujrzało światło dzienne dzięki wydawnictwu Zielona
Sowa. Papier o ciekawej gramaturze
znakomicie oddaje tu głębię ilustracji Litchfielda, co nie jest takie oczywiste
ani łatwe do uzyskania – czy zwróciliście kiedyś uwagę, że niektóre ilustracje
tworzone komputerowo wyglądają znacznie lepiej na monitorze niż później w druku?
Źle dobrany papier „połyka” kolory i zabiera głębię, co w przypadku prac
artystów takich jak Litchfield rujnuje znacząco efekt finalny. Bo tym, co
najbardziej w nich zachwyca jest gra światłem. Wystarczy, że zerkniecie na
wyklejki „Niedźwiedzia i pianina”, a zorientujecie się, co mam na myśli. Kto
lubi ilustracje Emilii Dziubak, ten doceni Litchfielda, bo jego maniera jest
podobna – długie smugi światła, miękko kładące się cienie, odbicia, falowania.
Ilustracje te, choć kolorowe i pogodne, są też bardzo nastrojowe i
nostalgiczne. Tak jak zresztą i sama historia.
Jej
bohaterem jest tytułowy niedźwiedź, który odkrywa na leśnej polanie pianino i
tak często z zaciekawianiem manipuluje jego klawiszami, że zaczyna całkiem
dobrze grać. I odkrywa w sobie talent muzyczny. Po czym, jak to zwykle bywa w
takich sytuacjach, staje przed dylematem: opuścić bezpieczną przystań leśnego
życia i rozpocząć artystyczną karierę w mieście, nie mając gwarancji, że doprowadzi
to do czegoś dobrego, czy też pozostać w znanym sobie, przyjaznym, akceptującym
i bezpiecznym, aczkolwiek nieco nudnym otoczeniu. Wraz z koniecznością wyboru
pojawiają się różnorodne emocje – entuzjazm i duma, ale też poczucie
osamotnienia i tęsknota.
Podobne
życiowe decyzje musi podejmować każdy z
nas, warto więc przygotować do nich dziecko, rozmawiając z o plusach i minusach
wyboru, jakiego dokonał niedźwiedź – a jednych i drugich jest pod dostatkiem. Książka
podkreśla potrzebę realizowania swoich ambicji, ale też wartość przyjaźni,
przynależności i bycia we wspólnocie. Każdy sam dla siebie musi się przekonać,
która z tych dróg bardziej go uszczęśliwia.
David Litchfield, Niedźwiedź i pianino, tłum. Natalia
Galuchowska, wyd. Zielona Sowa, Warszawa 2019.
Wiek: 4+
Wiek: 4+
Mama Mu na zjeżdżalni
Mama
Mu pomieszkuje sobie w naszym domu (na półce z książkami oczywiście) od ponad
dekady. Moja córka się śmieje, że mimo upływu lat, gdy wpisze swoje dane w
Google, pierwsze wyszukanie prowadzi do jej zdjęcia z Mamą Mu w muzeum
Junibacken w Sztokholmie (z 2011 roku). Jeśli macie chęć je zobaczyć,
kliknijcie w link (wybacz, kochanie). Znajdziecie tam także moją recenzję
jednego ze zbiorków opowiadań o Mamie Mu.
Ale
może wcale nie znacie jeszcze tej sympatycznej, mądrej krowy? Zatem kilka słów
ogólnej prezentacji: Mamę Mu stworzyło szwedzkie małżeństwo, Jijja i Tomas
Weslanderowie, początkowo jako bohaterkę słuchowiska radiowego dla dzieci.
Entuzjastycznie nastawiona do życia rezolutna krowa oraz będący jej całkowitym
przeciwieństwem, wiecznie na wszystko narzekający Pan Wrona, szybko podbili
serca małych odbiorców.
W
1991 powstała pierwsza książka z przygodami tej sympatycznej pary, którą na papierze uwiecznił w niepowtarzalnym stylu
Sven Nordqvist. Od tamtego czasu minęło już prawie 30 lat, a wciąż powstają
nowe historie, przysparzające serii kolejnych wielbicieli.
Nic
zresztą dziwnego. Mama Mu ma w sobie spokój krowy z namysłem przeżuwającej
każdą myśl, a jednocześnie nie brakuje jej zwariowanych pomysłów i odwagi do
ich realizowania. Jej pogodna natura cudownie kontrastuje z mrukliwym
charakterem Pana Wrony, stając się niekończącym się źródłem humorystycznych
wypadków. Ale nie tylko o gagi tutaj chodzi. Relacja tych dwojga to także
piękny portret nieoczywistej przyjaźni, w których różnice łączą, a nie dzielą.
W
najnowszym opowiadaniu „Mama Mu na zjeżdżalni” krowa postanawia ni mniej ni
więcej, tylko zjechać ze zjeżdżalni wybudowanej właśnie nad wodą. Co też czyni,
choć zdegustowany Pan Wrona próbuje ją odwieść od tego pomysłu. W końcu jednak
sam pomaga jej wleźć na szczyt zjeżdżalni. Co dzieje się potem, musicie
sprawdzić sami. Nastawcie się w każdym razie na dobrą zabawę!
Jujja Wieslander, Sven
Nordqvist, Mama Mu na zjeżdżalni,
tłum. Michał Wronek-Piotrowski, wyd. Zakamarki, Poznań 2019.
Wiek: 3+
Wiek: 3+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz