Nie
jestem pewna, czy dziecko będzie chętnie wracało do tej lektury, jak głosi
tekst na okładce, ale z pewnością dobrze ją sobie
zapamięta. „Jedyna taka Ester” to książka, która trzyma w napięciu, serwuje
niełatwe emocje i zmusza do konfrontacji ze stereotypami, o których istnieniu
wolelibyśmy nie pamiętać.
Każdy
z nas znał kiedyś lub zna teraz jakąś Ester. Moja miała na imię Tinka. To
znaczy Justyna, ale zwała się Tiną, bo tak było ciekawiej, oryginalnej. Tinka,
tak jak Ester, umiała być duszą towarzystwa, brylować na podwórku, twierdziła,
że niczego się nie boi. Opowiadała o swoim tacie, który pracował w dalekim
kraju i przysyłał jej paczki pełne cudownych prezentów. Gdy w końcu kiedyś
udało mi się zaskarbić uwagę Tiny i pójść z nią do jej domu, przeżyłam
rozczarowanie podszyte niepokojem. Mieszkanie było małe, puste i brudne, unosił
się w nim dziwny zapach i z każdego kąta wyzierał smutek.
Tytułowa
Ester to dziewczynka po przejściach. Straciła matkę, jest wychowywana przez
zabieganego i zapracowanego ojca. Musiała zmienić szkołę, większość dnia jest pozostawiona
sama sobie, robi zakupy, przygotowuje posiłki, sprząta. Którejś nocy musi
odebrać koci poród…
Próbując
pokolorować swój niewesoły świat, Ester fantazjuje i pozwala wierzyć innym w te
fantazje. Jak np. w tę, że Greta Garbo to jej mama, która wcale nie umarła,
tylko jest aktorką i mieszka w Nowym Jorku. „Nie wierzę w Boga ani w to, że
mama zamieniła się w anioła w niebie. Więc wymyśliłam tę historię z Gretą
Garbo. Ona jest moją mamą na niby” – stwierdza wprost Ester. I eksperymentuje, testuje,
jak daleko świat dorosłych pozwoli jej się posunąć w konfabulacjach. Ucieka,
lawiruje, łamie szkolne zasady. Kradnie w sklepie i kłamie prosto w oczy
dorosłemu, który ją na tym przyłapał. Czytelnik (nie tylko ten mały!), czuje
się nieswojo, tak jak nieswojo zaczyna czuć się Signe bohaterka książki, której
oczami patrzymy na Ester. Wkrótce szufladkujemy Ester, które to etykietowanie zostanie
nam w pewnym momencie wytknięte. Zawstydzimy się wówczas własnej małostkowości
i tendencji do zawierzania kliszom.
„Jedyna taka Ester” to opowieść oszczędna w słowach, nieprzegadana, po szwedzku bezpośrednia. Narracja pierwszoosobowa prowadzona jest klarownie, prostym językiem, łatwym w odbiorze dla dzieci z pierwszych klas szkoły podstawowej, wciąż zdobywających swoje czytelnicze szlify. Treść uzupełniają równie minimalistyczne, czarno-białe rysunki i lekkiej, pospiesznej kresce.
To potrzebna, ważna książka. Po pierwsze pozwala dostrzec problem dzieci opuszczonych psychicznie i społecznie – i to pomimo teoretycznej pieczy sprawowanej nad nimi przez system (Ester spotyka się na przykład regularnie z pedagogiem szkolnym). Po pierwsze pokazuje małemu czytelnikowi, że obok dorosłych, którzy sobie nie radzą, zawsze są tacy, którzy sobie radzą i to do nich wtedy trzeba się zwrócić (Ester dzwoni w środku nocy do mamy Signe, by ta pomogła rodzącej kotce). Po trzecie pokazuje, jak niebezpieczne i krzywdzące są stereotypy i postrzeganie innych przez pryzmat kilku wybranych zdarzeń i sytuacji.
Anton Bergman, Jedyna taka
Ester, il. Emma AdBåge, tłum. Marta Wallin, wyd. Widnokrąg, Piaseczno 2020.
Wiek: 8+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz